Chinatown w Johannesburgu - 23 marca 2013
Dim sum (zwane
też yum cha) – oryginalnie kantońskie danie śniadaniowe, teraz poza Hong
Kongiem podawane najczęściej między 11 a 15 – pierożki na parze i inne
kunsztowne drobiazgi to moje ulubione danie.
Właściwie trudno powiedzieć, że danie bo przecież każde wyjście na
dim-sum to co najmniej 5 różnych dań, więcej gdy nie jestem sam.
Już w zeszłym
roku wytropiłem dim-sum na China Town w Johannesburgu. Serwowała je tam knajpa bez nazwy, z której
moi lokalni znajomi zwiali niczego nie spróbowawszy, bo przeraził ich standard
miejsca. Ale J. dania smakowały, i
przeżyła je bez sensacji. Byłem tam
stałym gościem w każdą sobotę, jak byłem w Johannesburgu. Więc jakaż była moja
rozpacz kiedy w ostatnią sobotę okazało się, że jest zamknięta. Nie wiem czy na
stałe, czy z okazji długiego weekendu. Mam nadzieję, że to drugie.
Ale naprzeciwko
jest Shun De, o wiele bardziej elegancka (obrusy nieplamiące ;) wyściełane
krzesła, kelnerki w fartuchach), dim-sum też okazały się niezłe, choć trudniej
wybierać, bo pojawiają się małymi partiami.
Zacząłęm od
congee – zupy ryżanki – myślałem, że z małżami, ale była z kurczakiem i
galaretkami z krwi i kawałkami kurzych podrobów – idealne połączenie mdławego
ryżu, wyraźnego mięsa i delikatnych galaretek, posypane zieloną cebulką.
Zawiódł mnie brak moich ulubionych łap kurczaka z sosem z czarnej fasoli, więc
wziąłem na zimno po tajsku z chili. Dobre, ścięte galaretowate mięso, solidna
skórka i jest co poobgryzać, ale to jednak nie to. A potem pojawiły sie kiedy
byłem już napełniony. Najlepsza okazuje się jednak wołowina duszona w słodkim
sosie sojowym z czarnym pieprzem. Ostre. Nie wiem czy to głowizna, czy kawałki
z nóg, ale rewelacyjne mięso i ciągliwe kawałki ścięgien. Nie zostawiam nawet
kropli aromatycznego sosu, tu przydała się łyżka z congee.
Patrzę, że
pojawia się coś nowego. Cóż to – och! przyszły Har Kau – potężna krewetka z
pędem bambusa w delikatnym cieście ryżowym na parze. Nie mogę się oprzeć i
biorę dwa koszyczki. To będzie zwieńczenie mojego lunchu. Ukoronowanie.
I całość z dużym
dzbankiem herbaty za 120R – niecałe 50zł. Mój ostatni obiad przed Mozambikiem.
Może ten Shun De to akceptowalna alternatywa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz