środa, 9 lipca 2014

Spacerkiem po Warszawie, Seria 2 odc 6.

Na Francuskiej, na Francuskiej... - lipiec 2014

Saska Kępa jest trendy, Saska Kępa jest droga, więc należy chwalić miejsca gdzie zjedzenie wywierci nam tylko umiarkowaną dziurę w kieszeni


Gdzie? Warszawa, Francuska 24
Co? Prosta Historia
I jak? Fajne bistro
Co szczególnie? Dania są po prostu dobre, ciekawie wyglądała sałata z kaczką ale się skończyła
Za ile? Główne dania koło 30zł, w tygodniu lunch w dobrej cenie

Szukaliśmy czegoś w niedzielę wieczór, ale jak widzę ceny typu 18-25zł za kieliszek wina to obchodzę z daleka (no chyba, że wiem że jedzenie jest genialne). A na co do jedzenia to nie chcieliśmy się napychać.
Oczywiście jest Trattoria Rucola, zawsze dobra, ale wolałem coś nie włoskiego (na obiad była lasagne).
Przeszliśmy sobie do Meksykańskiej w poszukiwaniu jakiegoś miejsca i w końcu wróciliśmy do Prostej Historii, do której zachęcała mnie żona twierdząc, że mają dobre ceny.

Już chcieliśmy siąść na zewnątrz, ale ostrzegawcze krople pozwoliły nam wybrać luksusowe miejsce w środku, zresztą bardzo fajnym.


Upał wisiał w powietrzu więc zacząłem od Pszenicznego Białego z Namysłowa - super wariacja na temat Hoegaarden, tylko za niższą cenę (choć dycha to niemało za brow). Świetnie gasi pragnienie :) i przygotowało miejsce na Carmenere w cenie 11zł za kieliszek (6 dych butelka).

Co do jedzenia to Aga oczywiście wzięła makaron ;)
- spaghetti aglio olio z krewetkami. Zresztą muszę przyznać, że wybór był uzasadniony - idealny makaron al dente, ostra oliwa, słodkie krewetki, słone grana padano. Czego chcieć więcej?

A ja napaliłem się na sałatkę z kaczką, tylko kaczka już odfrunęła i się nie dało :( Więc pocieszyłem się hamburgerem. Takim właśnie wynalazkiem:
Apple Burger - nic nie ma wspólnego z pewną firmą i telefonami - to hamburger z podsmażonymi jabłkami na kwaśno i boczkiem, podany w bułce orkiszowej.  Można dostać medium (ale trzeba poprosić). Wydawałoby się dziwne i bułka za ciężka, ale nie - cała kombinacja bardzo dobra i hamburger uczciwie mięsny. Połączenie boczku ze smażonym jabłkiem po prostu genialne.  No kosztuje to 30zł, mogłoby o 5 mniej, ale jesteśmy na Francuskiej ;)

Nawet córka pożywiła się deserem - gofrem z bitą śmietaną (mniejsza ilość śmietany) i świeżymi owocami.  Już wcześniej jadła najlepsze frytki z Renesansu - tego dnia nieco za słabo wysmażone - i nie była głodna.  Wyglądał apetycznie:




Myślę, że jest do dobra miejscówka jak na lansiarską ulicę. Solidne bistro.  I jest bystro, bystro... obsługa sprawna, co też się chwali.


wtorek, 8 lipca 2014

Dubajskie doświadczenia

Dubaj - czerwiec 2014

Po raz pierwszy będąc z Dubaju zdecydowałem się na nowe miejsca i raczej nie jestem zachwycony...

Na początek najlepsze doświadczenie:

Gdzie? Mall of Emirates, obok toru narciarskiego
Co? Pars
I jak? Dość nierówne, no i nie lubię jeść w sklepach :)
Co szczególnie? Przystawki świetne, bardzo dobre szaszłyki, herbata :)
Za ile? Było za dużo jedzenia, ale myślę, że 150AED trzeba zapłacić

Miejsce polecił J. któremu jeśli chodzi o jedzenie ufam i na początek zapowiadało się fantastycznie. Było nas trzech ;) i zamówiliśmy mnóstwo przystawek - ciekawsze warianty, np hummus z mięsem i orzeszkami, bakłażany naprawdę dobre na dwa sposoby, super sałatka. Do tego dobry ajran i świeżutkie placki.

Potem J. zamówił mięso:
Te szaszłyczki mięsne leżące koło kotletów baranich były po prostu super (choć nie wiem czy te z Abd El Wahab nie były lepsze). Za to kotlety zawiodły mnie głęboko - wysmażone!!! No to już zbrodnia na jagnięcinie. Cały smak zepsuty, tak więc waham się przy widelcu.

Ale herbata na koniec "iranian tea" czyli po turecku - naprawdę mocna, aromatyczne, miłe zakończenie wieczoru.  Podobno mają inny oddział w przyjemniejszym miejscu, nie w beznadziejnym mallu.

Tuż koło Hiltona na Jumeriach Beach Resort (w pawilonach na widoku poniżej ;)):

jest bardzo ciekawe miejsce:


Gdzie? Jumeirach Beach Resort - pawilony
Co? The Curry House
I jak? Dobre, ale mam póki co za mało informacji na rekomendację
Co szczególnie? Crab curry, krewetki tandoori
Za ile? Danie seafood z naan ok 100-130AED więc niemało

Tak naprawdę to crab curry było naprawdę niezłe, ale tu ponarzekam - nie dali żadnego fartucha by się nie uświnić. Kraba obficie, curry wyraźnie, lepsze jadłem tylko w RPA.  I danie tanie - tylko 80 AED za ogromną porcję.

Krewetki też przyzwoite - nie wypieczone za bardzo, sprężyste, lekko pikantne, 8 dużych sztuk za 120AED

Właściwie to nie jestem do końca pewny value for money - dość drogo.

A na koniec wegetariańska porażka:

Gdzie? The Walk, Jumeirah Beach Resort
Co?  Sukh Sagar
I jak? Słabe
Co szczególnie? Ciężkie i nudne
Za ile? 130AED na dwójkę

Było naprawę marne. Na przykład dhal w Gazebo było o niebo lepsze. Jedyne co nadawało się to pieczarki w ostrym sosie pomidorowym. Jeśli to rekomendowane miejsce (sieć) to wolę omijać.

sobota, 5 lipca 2014

Spacerkiem po Warszawie, Seria 2 Odc. 5

Czego unikać? - lipiec 2014

Właściwie to odpowiedź prosta - Starego (i Nowego) Miasta - tłumy, wysokie ceny, jakość mierna. Wczoraj pomiędzy pokazami akrobatów ulicznych (festiwal Streetart niestety dobiega końca) a wspaniałym pokazem fontann pod skarpą szukaliśmy czegoś do jedzenia. Córka miała ochotę na lasagnę, a ja byłem gotów przyjąć dowolną włoszczyznę. Wszędzie było peło i przeważa "kuchnia polska i pierogi" ale znaleźliśmy zapchany taras Nonna Rita.

Gdzie? Warszawa, Freta
Co? Nonna Rita
I jak? Średnie
Co szczególnie? Pasty i tak lepsze od pizzy
Za ile? Na dwoje z z napojami 90zł


W środku nie dało się usiąść bo nie ma klimy a żar i zaduch od kuchni bije więc poczekaliśmy 15min aż zwolni się miejce. Widać było, że kuchnia ledwo się wyrabia z obsługą raptem 25 osób. Ale wyglądało apetycznie.

Ja skusiłem się na vognole, córka oczywiście pizza margherita. Wyprosiliśmy jako czekadło pieczywo i oliwę - zresztą bardzo dobre. Sok wyciskany się skończył, pepsi też :)

Doczekaliśmy się potraw - w sumie 25min, i pizza porażką. Grubo pasty pomidorowej, a ciasto niby cienkie, ale tektura. No sztuki robienia pizzy to tu nie opanowali. Moja pasta o cień lepsza - w sumie vognole i sos na bazie oliwy - szkoda, że bez białego wina. Japońskie (take sobe).

Na razie nie mam koncepcji co jeść w tym rejonie - nudny Zapiecek z jego pierogami wydaje się najbezpieczniejszy.



Spacerkiem po Warszawie - Seria 2. Odc. 4

Wietnamski raj - lipiec 2014


Gdzie? Warszawa, Chmielna 16
Co? Bonjour Vietnam
I jak? A może jednak dwa widelce???
Co szczególnie? Wszystko jest super. Ale jakoś w pamięć zapadają sajgonki z krewetką
Za ile? Danie + koktajl mleczny lub kawa wietnamska poniżej 30zł

Wietnamskich lokali w Warszawie jest sporo (choć szał na pho nieco przeminął) i widzę jak co raz otwiera się Duża Mi-ha. Jednak ich wspólną cechą jest średnia jakość przy niskich cenach - targetem są lunche pracowników i studenci. Po tym jak zamknięto Sajgon na Chmielnej, który oferował z kolei wersję bardziej luksusową zabrakło mi dobrego wietnamskiego jedzenia. Szczególnie, że obawiałem się, że Bonjour Vietnam się zamyka. Ale nie - działa, mam nadzieję, że ma się dobrze i życzę mu jak najlepiej!  Bo kuchnia tu prawie autentyczna (no wszystkich ziół w stolycy się nie dostanie i jest ich mniej niż nad Mekongiem) i bardzo smaczna.


Ostatnio jestem tam stałym bywalcem, zresztą po drugiej wizycie pani już mnie poznaje. Co nie znaczy, że ruch mają mały, o nie - nie brakuje tam Wietnamczyków - całe rodziny, oraz obcokrajowców, którzy jakoś zwiedzieli się o tym przybytku rozkoszy kulinarnych.


Zacznijmy od sajgonek
O właśnie to - cztery zawijasy z krewetką, jajkiem (super!), makaronem vermiceli i zieleniną. Niby nic, a smak nie do przebicia. I ten sos orzeszkowy do maczania - razem co za zróżnicowanie tekstury - lekko ciągnący się papier ryżowy, miękki makaron, puchate jajko, chrupka zielenina i gumkowata krewetka, wszystko świeże, prosto z krzaka ;) Prostota tego w sumie ubogiego dania jest nie do przebicia. I tylko 12zł!!! Jak za darmo (na wynos 13zł) - Aga bardzo je lubi, a ja żałuję, że nie potrafię takich zrobić sam - ale po co, skoro można podjechać do Bojour Vietnam.

O wietnamczykach myślimy - zupy - i tutaj mamy nielichy wybór. Klasyczne Pho Bo, które wcinała moja córka (nie dała sobie odebrać mięciutkiej wołowiny ;))
Zresztą ta wołowina - nie wiem czy szponder czy goleń - mięciutka, zwięzła, z pysznymi przerostami galretki jest  jasnym punktem wielu zup. A wywar w Pho to prawdziwa esencja - i to dosłownie.

Z bardziej egzotycznych smaków - Bun Oc - zupa ze ślimakami:
Zwróćcie uwagę na klasyczną wietnamską różnorodność dodatków - tofu, paluszek krabowy, ślimaki (małe czarne gumeczki - fajne), kulki mięsne. W ostrawym wywarze o smaku rybnym smakującym jeszcze lepiej po "dosoleniu" sosem rybnym - w Wietnamie nie używają specjalnie soli. Każdy z tych składników zostawia inny smak a razem tworzą niespotykaną harmonię.

I moje wczorajsze odkrycie Bun Cha Ca - zupa z północy z wieprzowiną:
Z cieniutkimi plastrami glonki, mielonki mięsnej, kulek wieprzowych i wołowiny - intensywny, ostry wywar - niebo w gębie, co tu ukrywać.

Może najmniej odpowiadała mi Agowa sałatka z owocami morza - jak dla mnie za dużo sosu o pochodzeniu butelkowym "słodki sos chili":

ale z drugiej strony i krewetki i kalmarki bardzo fajne.

Do picia mają super mango smoothie - na mleku, więc stosunkowo lekki (już truskawkowy byłby lepszy na jogurcie jako koktajl) no i autentyczną kawę wietnamską, stęskniłem się za tym lodowym smakiem.

A - pani w barze nie za bardzo mówi po polsku, ale jest autentycznie po azjatycku przesympatyczna. Tylko gotówka, terminal do kart zepsuty ;)




wtorek, 1 lipca 2014

Spacerkiem po Warszawie, Seria 2 odc. 3

Na hipstersko, Solec 44 - czerwiec 2014

Hipsterskość miejsca wbrew pozorom nie jest czynnikiem dyskwalifikującym

Gdzie? Warszawa, Solec 44
Co? Solec (44)
I jak? Naprawdę dobre
Co szczególnie? Mi najbardziej odpowiadała grasica z malinami, ale fajne też są dania z woka po dwadzieścia parę złotych
Za ile? No przy dwóch osobach pijących pewnie dobije się do 100zł na twarz


Z tego co rozumiem Solec (znany jako Solec 44) jest miejscem kultowym i publikę ma hipsterską, ale to nie znaczy, że nie gotują tu dobrze i że atmosfera nie jest bardzo fajna. Przerobiony z dawnego pawilonu lokal tuż przy moście faktycznie bardziej przypomina klub osiedlowy niż restaurację.
Na półkac gry, stoły szkolne, a obsługa nieco zagubiona. Gwar i tłum, szczególnie w piątkowy wieczór. System z otwieraniem rachunku działa nie do końca sprawnie - w naszym przypadku musieliśmy dawac kartę przy każdej transakcji. Jednak to co na talerzu wynagradza niedogodności.

Po pierwsze w niewielu miejscach serwują dobrze zrobioną grasicę. A ta z Solca ze świeżymi malinami w lekko słodkiej glazurze była po prostu super. Sprężyste kawałki mięska, delikatne, wyraźny kwasek malin. Kwintesencja grasicy jako dania.
Aga natomiast zamówiła niezłą sałatę ze smażonym serem z Wiżajn. Choć oczywiście nie jest to wielka filozofia by taka sałata była smaczna.

Bardzo spodobało mi się danie z woka - w moim przypadku boczek wieprzowy z soczewicą (inne są z kaszami). Prostota, sycące, sprężyste mięsko o charakterystycznym smaku świniki. Tylko żona mi wyjadała, bo o jej daniu po prostu zapomnieli.  A ja dostałem jeszcze pomidorową - po prostu przecierana, z dobrych intensywnych pomidorów (ponoć była z jakimś alkoholem - niewyczuwalnym).
Dania z woka są świetnym rozwiązaniem na niezbyt drogie najedzenie się - a oferowane smaki bardzo oryginalne.

Kozia rura, którą w końcu dostała moja połowica na puree z kapusty, była niestety w minimalnej ilości, nawet zastanawiałem się czy in sera nie zabrakło.

Minusem są dość wysokie ceny wina na kieliszki - 20zł to niemało, szczególnie że wina przeciętne. Piwo, cydr i nalewki wydają się lepszym rozwiązaniem. Za to mają wina polskie owocowe i takież do wieprzowiny (w końcu w stylu orientalnym) było rozwiązaniem bardzo odpowiednim.

W sumie zapłaciliśmy 170zł i kulinarnie byliśmy w pełni usatysfakcjonowami. Zresztą czas w Solcu mija bardzo miło.