wtorek, 15 października 2013

Gdzie zje turysta?

Gdzie? Taormina, Sycylia
Co? La Cisterna Del Moro
I jak? Dobre
Co szczególnie? Jedliśmy tylko bardzo fajną pizzę. Super widok i mówiący po polsku kelner
Za ile? 35Eur za dwie pizze, wodę i pół litra domowego wina

Gdzie? Taormina, Sycylia
Co? Ristorante Le Naumachie
I jak? Bardzo dobre
Co szczególnie? Zupa cebulowa, spaghetti al riso
Za ile? 60Eur na dwójkę z dwoma kieliszkami wina

Taormina, Taormina, w każdym folderze o Sycylii pełno nad nią zachwytów. Przyjeżdża tu każdy. I ma rację!

Taormina jest przecudna. Zielona, widoki na morze zapierają dech w piersiach no i wystarczy skręcić w boczą uliczkę by uwolnić się od tego tłumu turystów na Corso Umberto Eco (nawet ceny w sklepach z pamiątkami są tam o 20% niższe).


Ale Umberto i droga do teatru zapchane po dziurki
A gdzie zjeść? No to dobre pytanie.

Pierwszego dnia byliśmy tam ok 15:00 więc wszystko pozamykane i ratujemy się restauracją z przewodnika - Cisterna del Moro.  Na pewno ma fajny widok (stoliki przy barierce)
Kelner mówi do nas po Polsku z włoskim akcentem (po rosyjsku i niemiecku też mówi). Przewodnik rekomenduje pizzę, więc zamawiam - salsiccia - no i popatrzcie co dostałem:
jedliście kiedyś pizzę z ziemniakami? Ta była super, rozmaryn wydobywał smak ziemniaka i kiełbaski (przyprawionej koprem włoskim), Aga zmiotła swoją serową, a mi ranty pizzy zwykle nie jadane posłużyły do wyjadania pysznej czosnkowo-paprykowej oliwy. Najadłem się jak prosię ;) tylko wino domowe podłe no i obowiązkowy cover charge. Ale nie żałuję - moja jedyna pizza we Włoszech.

Kolejnego dnia na kolację (bo tego to już nic nie byliśmy w stanie zjeść) poszliśmy do rekomendowanej Le Naumachie w małej, cichej, uliczce równoległej do Umberto. To inna liga. Adze smakowała bardzo cebulowa (z lekką nutą grzybów):
Ja wystartowałem z sałatką z pomarańczy i cebuli (ekstra pomysł) i mini zapiekanego bakłażana:

A potem - jeżowiec! Jak żadko spotyka się to cudowne mięsko, takie słodkie i morskie, do tego pyszne czerwone wino równoważące specyficzny smak jeżowca. Oczywiście nie gotowane, ale tylko wymieszane z gorącym spaghetti:

PS. Mam nowy pomysł z ocenianiem knajp - ciekawe co Wy na to?




sobota, 12 października 2013

Plażowisko

Gdzie? San Vito Lo Capo, Sycylia
Co? Giardino Corallo, Jacaranda
I jak? Dobre
Co szczególnie? Przystawki w Corallo, Busiati w Jacarandzie i ich wino na kieliszki
Za ile? 60Eur na dwójkę

San Vito to typowy kurort. Słynie z piaszczystej plaży (od tej strony to rzadkość). Ale plaża tłoczna, niezbyt długa (z kilometr - półtora), fajna, ale samo San Vito to ot takie sobie
Oczywiście obok jest piękna Riserva Zingaro, ale akurat jak wybraliśmy się tam na wędrówkę to pozamykali szlaki a snorkelowanie też bez szału, bo fala wzburzyła glony.  Choć tamte plaże są niewątpliwie urokliwe (kamieniste)

Pod względem jedzenia jak porównam z kurortami nadbałtyckimi to oczywiście jest szałowo, a gna' Sara to klasa sama w sobie.  Ale i inne restauracje też mogę polecić. Odwiedziliśmy w sumie trzy: Jacarandę w hotelu San Vito z widokiem na morze, Il tonnaro - też hotelową i Giardino Corallo. Może zacznę od tego ostatniego, bo ciekawa koncepcja.

Giardnio ma tylko menu dzienne układane według  tego co mają i składające się  z fantastycznych przystawek - ot taki:
A moim zdaniem królowała kulka z ryżu z kałamarnicą:




Na drugie dostaliśmy po małej porcji makaronu, dobrego np. z mini brokułem i kałamarnicą.  Deser porcja niewielka sorbetu melonowego albo sycylijska rurka, która Aga sobie darowała.

I jedyna wada to przesadzona cena - za 30 Eur od osoby, bez wina (z wodą i kawą) można zjeść na Sycylii lepiej.  Ale taki kurort.

Jacaranda mimo swej lokalizacji  nie nadęta nadmiernie i nie droży się. Za 60Eur zjedliśmy tam smażone kalmary (porcja dania głównego podzielona między nas jako przystawka) po porcji busiati - z bakłażanem (rewelacja!) i z tuńczykiem i bottargą (ikrą).  Maja świetne wino na kieliszki.  Najlepsze na kieliszki jakie piłem na Sycylii - zarówno białe jak i czerwone.  Zdjęć nie mam bo było po prostu za ciemno...

Il tonnaro - też niczego sobie, choć nie do końca rozumiem kiedy jest otwarty.  Tamtejsza caponata z krewetkami na parze była rewelacyjna.

A jak wspominałem na face to i w zwykłym barze zjeść można by dobrze.  Jednak jeśli kiedyś wrócę na Sycylię (bardzo chętnie) to raczej nie do San Vito.



 

Eh, te bakłażany

Gdzie? San Vito Lo Capo, Sycylia
Co? Gna' Sara
I jak? Znakomita
Co szczególnie? Busiati Gna' Sara, w ogóle wszystkie busiati, caponata, sałatka z owoców morza, placki (fritatta) z rybą
Za ile? 50Eur na dwójkę z winem domowym


Czasem trafia się na restaurację po prostu świetną. We Włoszech nie będzie to z pewnością lokal najbardziej luksusowy, za to mocno oblężony. Gna' Sara mając lokalizację w centrum (choć nie na głównej ulicy) San Vito Lo Capo może pozwolić sobie na bycie wybredną. Żadnych rezerwacji, przychodzisz, dostajesz kwitek i masz się pojawić za pół godziny, 40 minut, półtorej godziny lub kiedy tam ci wyznaczą, bez dyskusji. A chętni się tłoczą.

I nic dziwnego, bo Gna' Sara to dla mnie kwintesencja lokalnej kuchni włoskiej, opartej głównie o świetny makaron i sezonowe warzywa. Ja miałem szczęście bo sezon był na bakłażany. No więc, na początek caponata (po prostu świetna)

albo taki bakłażan faszerowany riccotą z sosem pomidorowym
no i koniecznie Busiati Gna' Sara - z pecorino, migdałami i pomidorami:
Z tym daniem szczególnie miałem szczęście bo mogłem go wyjadać Adze dwukrotnie, za każdym razem głęboko zachwycony.

Z przystawek najlepsza sałatka z owoców morza - danie które zwykle jest byle jakie, tu podane lekko ciepłe nabiera niesłychanej głębokości smaku i pozwala cieszyć się różnorodnością owoców morza
A to są placki z rybą, na które czekałem prawie godzinę (chyba wtedy o nas zapomnieli), ale były pyszne
 No a na koniec mały przegląd co braliśmy tam jeszcze - tagliata z tuńczyka - tuńczyk seared jak trzeba, tylko podgrzewa pecorino
I różne rodzaje makaronu - pierożki z ricottą w rosole rybnym, z krewetkami i orzeszkami pinii w sosie cytrusowym, a i zamniałbym o pupletach z anchovies w sosie pomidorowym, oj muszę przestać bo oszaleję z głodu




Dla wyjaśnienia dodam, że jedliśmy tam  czterokrotnie (w ciągu 7 dni) i ani razu za często.

Wino czerwone domowe też bardzo dobre, za 4Eur pół litra.







środa, 2 października 2013

Średniowieczne Erice

Gdzie? Erice, Sycylia
Co? La Pentolaccia
I jak? Godne polecenia
Co szczególnie? Spaccatelle con le sarde
Za ile? 40Eur na dwójkę z winem domowym

Leżąca na wzgórzu, piękna średniowieczna Erice, tuż obok lotniska na które lata Ryanair. Z góry zapierające dech w piersiach widoki na okoliczne wyżyny, saliny koło Trapani i błękit morza Tyrreńskiego i Śródziemnego.




Ale poza romantycznymi ruinami zamków i zadziwiającym wnętrzem katedry najfajniejsze jest łażenie po krętych uliczkach. Tam jednak niestety łatwo wpaść w restauracyjną pułapkę turystyczną. Dlatego też skorzystałem w księgarni z włoskiego przewodnika który zarekomendował La Pentolaccia. Już sam fakt, że w środku było pełno Włochów z zapałem wcinających ryby i owoce morza nastroił mnie pozytywnie.

Na przystawkę podzieliliśmy się sałatką z owoców morza i fenkułu
Kalmary w niej były wyjątkowe, a i cała reszta skrzyła się świeżością. A potem Aga wzięła riavioli a ja jedną ze specjalności sycylijskich - pasta con la sarde. Grube spaccatelle, podobne do gąsiennic oblepiał pyszny sos z sardynek, rodzynek, pomidorów, kaparów, anchovies i tartej bułki.  Ukoronowaniem była sardynka w całości

Jadłem już to danie kilka razy i nigdy nie miało tak wyjątkowo doskonałego smaku.

Wino domowe było marne, ale pijalne.  Niestety liczyli 2Eur od osoby za cover ale i tak rachunek znośny. Definitywnie alternatywa dla panoszących się tam różnych 'barów wenus'


poniedziałek, 30 września 2013

Jeszcze z Gazebo

Gdzie? Dubaj, kilka lokalizacji, m. in Internet City
Co? Gazebo, restauracja indyjska
I jak? Świetne value for money, bardzo dobre jedzenie
Co polecam? - np. Dhal, Paneer, szaszłyk z kurczaka
Za ile? - ok 30Dhm za danie, potrzeba 3 na 2 osoby, chyba że bierze się naan lub ryż


Już o tym pisałem, więc nie będę się rozwodził.  Polecę tylko świetną soczewicę. Pikantna a nie paląca, w niej taka chrupka papryczka, mniam.



Chiński luksus w Dubaju

Restauracja Royal China, DIFC Dubaj - wrzesień 2013

Gdzie? - Dubaj, Dubaj International Financial Center
Co? - Restauracja Royal China
I jak? - Świetna
Cena? - Ok 250Dhm za osobę
Co polecam? Zupa wonton, seabass na parze

Na dobrą chińską kuchnię ochotę miałem od dawna. Ale niełatwo znaleźć. Royal China - oddział znanej londyńskiej restauracji kantońskiej był ciekawą opcją.

Knajpę znalazłem ze sporym trudem krążąc po taras przy Emirates Towers (swoją drogą niezły widok):
Wystrój iście królewski, nieco przesadzony:
Ale za to jedzenie pierwsza klasa. Zacznę od fantastycznej herbaty ulung (ooloong) która była dobrą alternatywą wobec wina i w połowie ceny jednego kieliszka
Parzona zgodnie z regułami sztuki w małym glinianym dzbaneczku, przelewana wrzątkiem (pierwszy wylany) a potem natychmiast zlewana do szklanego dzbanka.  Tak wypiłem z 6-7 zalań, wszystkie aromatyczne, delikatne, lekko brzoskwiniowe.
Z dań rozpocząłem od zupy z krewetkowymi won-ton - dość ostra, super, chrupkie pak-choi, jedna z ciekawszych won-ton jakie jadłem.

Na przystawkę kalmary smażone z chili
zamówiłem też do nich brokuły liściaste z imbirem, ale te podano dopiero do seabassa, a szkoda bo imbirowa wyraźność bokułów przełamałaby pewną monotonię kalmarów.

Sam seabass idealnie nadaje się do zrobienia na parze i podają go ze słodkim sosem sojowym, polecam.
Ucztowałem ponad 2 godziny i dawno nie byłem tak przyjemnie i lekko najedzony :)






sobota, 21 września 2013

Zagadka libańskich restauracji

Kuchnia Libańska - Abd El Wahab -Souk Al Bahar/Burj Khalifa Lake - Dubai wrzesień 2013

Zawsze zastanawiało mnie czemu libańskie są raczej drogie i uważane za dobre.  Jadłem w kilkunastu w wielu krajach i nie robiło to na mnie wrażenia. A ceny były słone. Ale w końcu zagadka się rozwiązała i to w nietypowym miejscu.

Koło najwyższego budynku świata (póki co) - Burj Khalifa jest staw z fontannami. Oglądanie podświetlonego spektaklu tańczących fontann to obowiązkow punkt pobytu w Dubaju. Ja zaliczyłem go dopiero teraz i naprawdę jest to widok niezapomniany.

Pokazy są co pół godziny i po pierwszym, w którym za dużo czasu poświęciłem na robienie zdjęć obejrzałem jeszcze dwa, a właściwie trzy. Bo trzeci widziałem z tarasu Abd El Wahab - ale o tym po kolei.
Chyba to kiepskie wideo nieco lepiej oddaje ten widok http://youtu.be/6q9wFkm1kb0 Już nasyciwszy oczy zrobiłem się bardzo głodny. Knajpy w Dubai Mall nie są specjalnie ciekawe, szczególnie że miałem ochotę na mięso.

Więc przeszedłem na druga stronę do Souk Al Bahar. Tam nie brakuje różnych knajp - począwszy od Bice Mare, gdzie ceny za porcję zaczynają się od 300Dhm po proste włoskie Urbano. Ja zaś wybrałem Abd El Whab (http://www.soukalbahar.ae/en/Dine/DineDetails.aspx?DineID=898) - nie tylko dlatego, że właśnie zwolniło się jedno miejsce na tarasie i miałem nadzieję jeszcze raz zobaczyć fontanny (była 21:50 a pokazy są do 22). Jednak szybko zająłem się wyborem jedzenia.

Już wreszcie rozumiem na czym polega dobra kuchnia libańska. Świetnej jakości składniki przyrządzone w prosty sposób.  To trochę jak steak house - nie ma tanich dobrych steków.  Tak samo restauracja libańska - wysoka jakość musi kosztować. Tylko zwykle ta jakość jest nie najlepsza.

Tutaj zacząłem tradycyjne - od bakłażanów na dwa sposoby - w sałatce z pomidorem i na gorąco pod jogurtem.
Szczególnie ten pod jogurtem z orzeszkami pinii i chipsami z libańskiego chleba (mimo diety kilka z nich pożarłem) okazał się wstrząsająco dobry, genialny. Nie zostawiłem ani kawałeczka.

A potem pan przyniósł szaszłyka baraniego. Takiej cudownej jagnięciny to nie jadłem od czasów angielskich.  Kawałki idealnie przyprawione, tak że smak mięsa nie zabity, różowe w środku, miekkie, małe ślady przypieczonego tłuszczu.  Miałem ochotę wykrzyczeć radość jedzenia ;)

I wiem za co zapłaciłem 200Dhm (bez alkoholu).  Bo i fontanny jeszcze raz zobaczyłem.  Aha - jak się chce mieć miejsce na tarasie, polecam rezerwację - bo tu naprawdę jest pełno.



czwartek, 19 września 2013

I jeszcze z Warszawy

Opasły Tom, Momu - Warszawa, wrzesień 2013

 Ponieważ Warszawa na Pradze się nie kończy to i trzeba dorzucić garść wrażeń z lewego brzegu. Po "Blue Jasminum" - swoją drogą głębokim i bardzo dobrym filmie Allena - podeszliśmy do Opasłego Toma.  To były jedne z ostatnich dni lata i usiedliśmy przy jednym wolnym stoliku na zewnątrz. Pod kocami było ciepło, a przynajmniej widziało się tłumy na Foksal.

Opasły Tom to takie bardzo solidne miejsce, gdzi warto raz na jakiś czas zajrzeć.  Może niedługo będą mieli gęsinę?

Tym razem zjedliśmy delikatnie - na przystawkę jedna porcja sałaty z kulkami serowo-orzechowymi i wiśniami - do podziału.


Aga była pokrzywdzona, bo ja nieświadomie zgarnąłem jedyne dwie wisienki, a szkoda bo dobrze dawały z tym serem.

Na drugie Aga miała fajne pierogi szpinakowo-czosnkowe z masłem orzechowym:
a ja napaliłem się na gładzicę (czyli flądrę!) z kurkami i cukinią.  Dobra kombinacja:
ale chyba siedziała za długo pod salamandra, bo w cieńszych miejscach ryba była podsuszona. Szkoda. Mimo tego jednak dobre danie.Do tego kieliszek bardzo zacnego Sauvignon Blanc.

Ogólnie typowe wyjście do Tomu - dobre jedzenie, wysokiej klasy bez fajerwerków.

W kolejny wolny dzień postanowiliśmy zachaczyć o Momu, o którym krążą legendy.  Miejsce wspaniałe na placu Teatralnym
jednak odrobinę zawiodło.  Po pierwsze - tu chyba zaraza z Aioli - nie ma wina na kieliszki - tylko jakiś podejrzany mocz z nalewaka.  Nie do picia. Od razu duży minus.  Ja już wolałem piwo, ale tego dnia Książęce ciemne jakoś mało mi smakowało. Zresztą wybór piw też nie rzuca na kolana.

Na główne skusiłem się na steka New York - był podejrzanie tani (33zł) i mam wobec niego mieszane uczucia.



Mięso w smaku bardzo dobre, cóź kiedy medium rare jest tu pojęciem obcym. Dostałem w najlepszym razie medium, przy bokach właściwie well done. Mogło być tak pięknie.  Bo pszenica smażona ze słodkimi przyprawami podana jako dodatek po prostu rewelacyjna i inne dodatki też niczego sobie.

Pizza z grzybami (mieszane leśne i boczniaki) Agi była ogromna:

i nie dała jej rady zmóc.

Ogólnie raczej klasa średnia niż specjalny odpał. Aoili było lepsze, przynajmniej na początku. I tyle z Warszawy. Lecimy do Dubaju...
 

środa, 18 września 2013

Spacerkiem po Pradze

Bistro Przystanek, Z57 - Saska Kępa

Była piękna pogodna niedziela i po koncercie organowym mieliśmy jeszcze ochotę na spacer. Przeszliśmy więc do Ronda de Gaulla i wsiedliśmy w 22 na Pragę. Już całe wieki nie byłem w Parku Skaryszewskim i nad Kamionkiem i taki spacer był idealnym rozwiązaniem. Dodreptaliśmy do Waszyngtona, zapadał zmierzch a jeszcze mieliśmy ochotę się napić.

Poszliśmy więc Francuską w stronę hiszpańskiej winiarni, ale po drodze wpadło nam w oko Bistro Przystanek gdzie akurat reklamowali wino.

Nie mieszkając weszliśmy i wzięliśmy po lampce - Aga Merlota z Chile, ja Hiszpański Granache. Jeśli wziąc pod uwagę, że spora lampka kosztowała tylko 9zł to prawie za darmo.  I fajne miejsce na posiedzenie. Przewija się sporo ludzi kupując ciasto czekoladowe, bezowe itd.  Widziałem też apetyczną zupę i jako drugie mieli gulasz z indyka (nie wiedzieć czemu pod nazwą strogonoff ;)).  Bardzo nam się spodobało, a jak już zgłodnieliśmy wyruszyliśmy dalej.

Chciałem się wybrać do Naam Thai - bardzo zachwalanej restauracji na Saskiej.  Niestety jak dotarliśmy tam o 20:10 okazało się, że kuchnia już zamknięta. Widocznie i tak robią świetny biznes i nie warto być czynnym - może lepiej w ogóle zamknąć - będzie mniej problemów?

Byłem nieco zdesperowany ale wtedy przypomniałem sobie o nowo otwartym lokalu na Zwycięzców.  To już na tym odcinku za Saską, trochę zapomnianym, choć teraz pojawiło się tam i Limoni. A na Zwycięzców 57 otworzyło się Z57.
Miejsce z tych wykwintnych i dość nowoczesnych.  Ale za to otwarte w niedzielę o 20:30 i dłużej (goście co przyszli jeszcze godzinę później też zjedli). Z dobrym jedzeniem.
Agi sałatka z kozim serem, granatem i orzechami w karmelu, była co prawda nieco za słodka, ale w sam raz na niedużą kolację.
Ja zaś zrezygnowałem z diety i wziąłem moje ulubione riavioli z dynią w maśle szałwiowym:
Były bardzo dobre ze słodkawym farszem dyniowym, szkoda tylko, że masło nie było zgodnie z regułami sztuki przypalone na brązowo - to w końcu nadaje temu daniu niezwykłego smaku.  Ale i tak bardzo dobre - w domu nie chciało by mi się robić.  Na takie rzeczy warto iść do knajpy.

Dwa kieliszki dobrego wina i niestety mnóstwo pysznego pieczywa z oliwą czosnkowo-chili, zguba w przypadku diety ;) W sumie zapłaciliśmy 80zł, bo wino oczywiście nie po 9zł, ale za to woda za darmo - co jest tak niesłychane, że naprawę warte wyróżnienia.

Wieczór bardzo miły, ale trzeba było wracać do domu...


wtorek, 10 września 2013

Sezon na figi

U Domagoja, na Żoliborzu - wrzesień 2013

U Gucia Domagoja to jedna z ulubionych restauracji Agi. Przechodziliśmy obok a głód nas prześladował więc bez wahania zajrzeliśmy do środka.

Na tablicy spodobały nam się krewetki z masłem czosnkowym, a obsługująca miła kelnerka stwierdziła, że dziś mają figi świeżo z Chorwacji, no i zostaliśmy.

Ja zamówilłem absolutnie cudowne figi smażone z kozim serem. Idealnie dojrzałe figi - tryskające słodkim sosem i ostry kozi ser. Pewnie jakbym zamówił trzy takie przystawki to też bym zjadł.
A pani przyniosła jeszcze kilka fig na talerzyku, które miałem na deser :) :)

Aga wzięła krewetki w sosie maślanym - i tu żałowałem swojej diety bo najchętniej wyjadłbym cały sos bułką. Był pyszny - krewetki też bardzo dobre.
Właściwie to byliśmy najedzeni, ale poniosło nas łakomstwo i wzięliśmy drugie.

Aga pyszny makaron z krewetkami i szpinakiem. Doskonałe - porcja typu primi piatti, więc nie przesadzona.
Ja wziąłem pleskavicę - i pewnie to najmniej udane danie - kotlet z baraniny raczej suchawy
ale właścicielka jadła duszoną jagnięcinę i wyglądała znakomicie, a i sądząc po tym że właścicielka polecała ją znajomemu - pewnie to będzie mój kolejny wybór.

Wino czerwone na kieliszki niezłe, Pinot Noir w Chorwacji jest w stylu rumuńskiego - cięższy, pełniejszy. Ale wybór butelkowego wygląda nieźle i ceny nieprzesadzone.

Zapłaciliśmy niewiele ponad 120zł, więc świetna cena.

A i obecnie daja kawę Lavazza, ale właścicielka obiecała, że wkrótce ma być kawa Franck z Chorwacji - o niebo lepsza ;)