czwartek, 10 marca 2016

A tym czasem w Warszawie - Taszkient

Do Mantów przy Chłodnej, a właściwie to już Elektoralna, trafiłem przypadkiem wracając głodny i zły po porażce w Mali Wietnamie

Gdzie? Manty, Elektoralna 24 (po stronie przeciwnej niż Hala)
Co? Manty z wołowiną, plov
Za ile? Manty za 12,50, plov 17 od 15zł pieczątki na Kekmeke
Jak? 7/10, a właściwie za jakość/cena należy im się 8/10

Miejsce o prostym wystroju, nawiązującym do czajhony - czyli uzbeckiej herbaciarni. Nie jest to restauracja, ale raczej jak mawiano za komuny "bar szybkiej obsługi w stylu regionalnym". I to nie jest zarzut, ale zaleta :) szybko, sprawnie, smacznie, tanio.

Tak - smacznie - jedzenie w Mantach jest super - potrawy naprawdę przypominają mi smak Taszkientu. Manty z mięsem cebulowe (wolałbym baranie a nie wołowe, ale to rozumiem ukłon w stronę polskich preferencji smakowych), pieprzne, mięsne, pachnące środkową Azją. Jakby tak jeszcze do środka kolendry to chyba bym tam się zaczął stołować. Szczególnie że pięć sztuk to całkiem solidny posiłek.
(Mają też manty z warzywami i ze szpinakiem i serem)

Ale łzy wzruszenia do oczu napłynęły mi przy płowie (plov). Płow to danie będące esencją czajhony - ma być sycące, smakować nieźle i azjatycko. I taki jest płow w Mantach - jeśli chodzi o autentyczność smaku, to jak dla mnie ostatni taki jadłem 25 lat temu w Samarkandzie ;) To nie jest płow świąteczny - codzienny, zwykły, dobry. Duży plus za surówkę z podmarynowanej marchewki (no cebula byłaby bardziej autentyczna, ale gorsza dla wątroby), świetnie przełamuje dość ciężki smak (płow to danie ludowe - ciężkie ma być!).

Tak, oczywiście chętnie posypałbym go sobie ziarnami granatu, tak kawałki mięsa mogłyby być większe - ale wtedy to już nie czajhona, ale restauracja - no i nie za 17zł.

Zacząłem zbierać pieczątki Kekmeke i na pewno wrócę.

A - jedyny minus - nie bierzcie chlebka uzbeckiego - z prawdziwą lepioszką nie ma nic wspólnego, raczej polska drożdżowa bułka. Jak rozumiem nie mają pieca więc autentycznych nie da się zrobić...

czwartek, 3 marca 2016

Singapur - cz. 4 Glam i kawa

Kawa i specjalistyczne kawiarnie niesieciowe to nowa moda w Singapurze. Niby jak w Warszawie tylko zadęcie mniejsze, a kawa lepsza :)

Tradycyjnie w Singapurze piło się kawę parzono-filtrowaną, nieco podobną w smaku do wietnamskiej, tylko słabszą.  Z tą tradycyjną kawą zetknąłem się w legendarnej Ya Kun Kaya Toast


Gdzie? Ya Kun Kaya Toast, obrzeża Chinatown, niedaleko stacji Telok Ayer w Far East Square
Co? Wybór prosty - tosty z kaya, jajka w koszulce, kawa
Za ile? S$8
Jak? 6/10

Nie do końca rozumiem kultowy status tego miejsca, no tak istnieje od lat 30-tych, bardzo tradycyjne, ale.. Sposób przytowania jajek jak dla mnie nieco zbyt wodnisty (Aga odwracała się z obrzydzeniem), tosty suche, a kaya - czyli coś w rodzaju dżemu z kokosa - strasznie słodka. Postępując zgodnie z tradycją skropiłem nieco sosem sojowym i posypałem białym pieprzem i wtedy było całkiem znośne.

Sytuację ratowała naprawdę intensywna lokalna kawa - jedyny raz kiedy udało mi się wypić smaczną tradycyjną kawę (inne próby były porażką). Tym niemniej nie zdecydowałem się powtórzyć.

U nas na Geylang kawy nie było :( więc z niezmierną radością znalazłem na Tripadvisor prawdziwą kawiarnię, niestety nieco za daleko jak na codzień.

Gdzie? Brawn & Brains, w hali sportowej przy skrzyżowaniu Guillemard Rd i Lor 22
Co? Kawa, pyszna flat white
Za ile? Typowa cena S$5.50
Jak? 7/10

Może moja opinia jest nieco skrzywiona przyjemnością znalezienia prawdziwej kawy, a miejsce znaleźć nie łatwo.

W poszukiwaniu kawy zajechaliśmy w okolice stacji Lavender. Od wielu drzwi się odbiliśmy. Weszliśmy do znanej z salted egg croissant Antoinette i po 20 minutach czekania wyszliśmy nie złożywszy nawet zamówienia.

W końcu trafiłem jednak na prawdziwie błyszczącą perłę

Gdzie? Artistry, przy Victoria Str, bliżej Bugis
Co? Genialna kawa i najlepsze ciastko jakie pamiętam
Za ile? Drogo - kawa S$6, ciastko koło dychy
Jak? 9/10

Atristry jest nieprawdopodonie hipsterska i popularna, my siedzieliśmy na takich sześcianach na zewnątrz czekając w święto dość długo (normalnie było lepiej).
Źródłem jej sukcesu jest nieprawdopodobnie dobra kawa - bardzo mocne, gęste, orzechowe espresso. Dawno, dawno takiego nie piłem - może na Sycylii... Na kawę (esperesso przy barze) specjanie tam wracałem.
Mają też super ciastka - ja wziąłem orzechowo-bakaliowe, przypominające konsystencją marchewkowe, wilgotne, bardzo dobre. Jednak najlepsze wziąłem dla mojej żony - tarta z masą z orzechów laskowych pokryta kandyzowany ananasem z imbirem w jakby galaretce. Nie przepadam za smakiem orzechów laskowych, ale tu był cudowny, nie potrafię opisać tej orzechowej symfonii smaku w połączeniu z owocowo-imbirowym pokryciem. Genialne

Warto też wspomnieć jej sąsiadkę, koło śmiesznego muralu
Gdzie? Symmetry, też przy Victoria Str
Co? Kawa i croissant z krewetkami (!)
Za ile? S$30 za dwie kawy i croissanta z frytkami
Jak? 7/10

Symmetry chyba bardziej popularne wśród turystów, oferuje miłe stoliki na zewnątrz i syte kanapki:

Croissant z krewetkami, jajkiem, majonezem japońskim i sałatą to połączenie zaskakujące, ale bardzo dobre. Małe chrupkie krewetki dobrze komponują się z miękkim croissantem. Tylko w kanapce trochę za bardzo dominuje jajko - mniej to byłoby więcej smaku. Flat white i cappucino bardzo dobre.

A co z Glamem?

Glam - a konkretnie Kampong Glam to dzielnica Singapuru, w dół od Victoria Str. Dzielnica z dużymi wpływami arabskimi (w końcu wzdłuż Arab Str) z najładniejszym meczetem w Singu.

Obok ciągną się sklepy z materiałami we wzory tureckie i arabskie, chwilami czuję się jakbym nie ruszył się z bazaru w Stambule.



Fajne murale i naprawdę dziwne wynalazki:


Znaleźliśmy tam pyszne placki z baraniną - murtabak - zjedzone w jednym z podcieni przy pubie dla turystów.


Gdzie? Zam Zam, róg Arab Street i North Bridge Rd (Bugis)
Co? Murtabak z baraniną, pikantny mięsisty naleśnik, bardzo dobry (nie dało rady zjeść sosu)
Za ile? S$6 za średni placek - wystarcza na mały luch dla dwojga
Jak? 7/10