Lunch w Barracuda, Gdynia - 28 kwietnia 2013
Pomyśl sobie - spacerujesz bulwarem nadmorskim, obok wzgórza zachęcające do wędrówek (z zachowaną baterią artyleryjską obrony wybrzeża dalekiego zasięgu, można pokręcić sobie prawdziwą armatą), my przytupaliśmy tu z Sopotu, a zaraz zaczyna się plaża. Jak ktoś lubi to nawet Klub Morsów ;) - wczoraj pogoda była tylko dla morsów.
Deptakiem sunie tłumek, nie ma kawiarni, knajpek - i widzisz elegancki pawilon z restauracją, widok na port w Gdyni i słynny wieżowiec.
I od razu myślisz sobie - o tutaj dopiero będą zdzierali! Jak można się pomylić, bo już nie jesteśmy w Sopocie a w Gdyni. I wystarczyło by ceny znormalniały a jakość wzrosła.
Barracuda, bo tak zowie się to miejsce, jest miejscem eleganckim, ale bez przesady, jednak to knajpa dla tych co wybrali się na spacer. Z wewnątrz patrzymy się na bulwar, morze, port
sam widok wart sporo. A jedzenie warte jeszcze więcej.
Prostym testem na restaurację w turystycznym miejscu jest wino domowe - czy nadaje się do picia i w jakiej cenie? I tu pierwszy miły akcent Barracudy - białe Sauvignon Blanc i Viognier z Langwedocji za 62zł za butelkę (9zł za lampkę) - wino wytrawne, ale dzięki Viognier z nutą owocowo-kwiatową. Można pić same, świetne do ryb. Woda też w ludzkiej cenie ;)
No i to, że podają czekadełko - super świeża (ciepła) bułeczka z pastą z makreli - takie proste, ale dla głodnego ratunek przy czekaniu na danie.
Dania zamówiliśmy nietypowe. Aga - ser kozi smażony w cieście filo na chutneyu z pomidorów z rukolą. Danie absolutnie świetne i mimo, że oferowane jako zakąska w wielkości wystarczającej na główne. Ser ciepły, mocno kozi doskonale kompunuje się ze słodko-kwaśnymi pomidorami, a do tego lekko gorzkawa rukola, niebo w gębie. Już Aga dopytywała się czy potrafię taki zrobić.
A ja wziąłem pieczonego halibuta na ratatuj z pieczonymi ziemniakami i oddzielnie koktajlem z krewetek. Danie bardzo śmieszne, bo wszystkie składniki oddzielnie doskonałe, ale jako całość to nie do końca gra. Tylko ziemniaki z krewetką świetne jako kombinacja :) Ale nie narzekam - jadłem "po kolei" i było bardzo smakowite.
Taki halibut - już prawie zapomniałem o tej rybie, a tak ją lubię.
W sumie zapłaciliśmy stówkę (w tym dwie kawy) ale warto, najedzeni ruszyliśmy w powrotną drogę. Więc proszę państwa - wypnijmy się na zdzierczy Sopot i do Gdyni, do Gdyni!
Pomyśl sobie - spacerujesz bulwarem nadmorskim, obok wzgórza zachęcające do wędrówek (z zachowaną baterią artyleryjską obrony wybrzeża dalekiego zasięgu, można pokręcić sobie prawdziwą armatą), my przytupaliśmy tu z Sopotu, a zaraz zaczyna się plaża. Jak ktoś lubi to nawet Klub Morsów ;) - wczoraj pogoda była tylko dla morsów.
Deptakiem sunie tłumek, nie ma kawiarni, knajpek - i widzisz elegancki pawilon z restauracją, widok na port w Gdyni i słynny wieżowiec.
I od razu myślisz sobie - o tutaj dopiero będą zdzierali! Jak można się pomylić, bo już nie jesteśmy w Sopocie a w Gdyni. I wystarczyło by ceny znormalniały a jakość wzrosła.
Barracuda, bo tak zowie się to miejsce, jest miejscem eleganckim, ale bez przesady, jednak to knajpa dla tych co wybrali się na spacer. Z wewnątrz patrzymy się na bulwar, morze, port
sam widok wart sporo. A jedzenie warte jeszcze więcej.
Prostym testem na restaurację w turystycznym miejscu jest wino domowe - czy nadaje się do picia i w jakiej cenie? I tu pierwszy miły akcent Barracudy - białe Sauvignon Blanc i Viognier z Langwedocji za 62zł za butelkę (9zł za lampkę) - wino wytrawne, ale dzięki Viognier z nutą owocowo-kwiatową. Można pić same, świetne do ryb. Woda też w ludzkiej cenie ;)
No i to, że podają czekadełko - super świeża (ciepła) bułeczka z pastą z makreli - takie proste, ale dla głodnego ratunek przy czekaniu na danie.
Dania zamówiliśmy nietypowe. Aga - ser kozi smażony w cieście filo na chutneyu z pomidorów z rukolą. Danie absolutnie świetne i mimo, że oferowane jako zakąska w wielkości wystarczającej na główne. Ser ciepły, mocno kozi doskonale kompunuje się ze słodko-kwaśnymi pomidorami, a do tego lekko gorzkawa rukola, niebo w gębie. Już Aga dopytywała się czy potrafię taki zrobić.
A ja wziąłem pieczonego halibuta na ratatuj z pieczonymi ziemniakami i oddzielnie koktajlem z krewetek. Danie bardzo śmieszne, bo wszystkie składniki oddzielnie doskonałe, ale jako całość to nie do końca gra. Tylko ziemniaki z krewetką świetne jako kombinacja :) Ale nie narzekam - jadłem "po kolei" i było bardzo smakowite.
Taki halibut - już prawie zapomniałem o tej rybie, a tak ją lubię.
W sumie zapłaciliśmy stówkę (w tym dwie kawy) ale warto, najedzeni ruszyliśmy w powrotną drogę. Więc proszę państwa - wypnijmy się na zdzierczy Sopot i do Gdyni, do Gdyni!