Rozgrzewające jedzenie - Warszawa, styczeń 2015
Gdzie? Warszawa, na Zgoda
Co? Borpince
I jak? Bardzo dobrze
Co szczególnie? Kaczka jest wyjatkowo dobra, langosz super
Za ile? 200 zł na dwójkę z deserem i drinkami, wino na butelki drogie
Tym razem Węgrzy uratowali moje, no nie życie, ale napewno zdrowie.
Dawno już tak nie zmarzłem. Wybraliśmy się do Teatru 6 Piętro z moją mamą i tam nas wymroziło. Na widowni jakiś straszliwy nawiew zimna, cały czas, obsłga twierdzi, że zaraz będzie ciepło, a tu włosy rozwiewa. W przerwie przyniosłem dla moich pań szaliki, ale dużo nie pomogło. Sztuka fajna ("Słoneczni chłopcy" w konwencji czystej komedii) ale byłem skostniały. Jakbym wiedział założyłbym choć wełnianą marynarkę.
Po wyjściu z teatru nie lepiej. Wieje, mróz, szczękamy zębami. Mama odpada - w tramwaj i do domu, a my mieliśmy iść na kawę, ale tu głód. Coś rozgrzewającego! Zupa - proponuję wietnamską (Bun Hue byłoby znakomite), jednak moja pani się krzywi. To gdzie? I wtedy przypomnieliśmy sobie o Borpince. Taka gulaszowa, ostra, gorąca. Idziemy!
W środku pusto, w końcu to wieczór Trzech Króli, ale szybko dostajemy wino grzane - wielką szklankę, pachnącą goździkami i pomarańczą i herbatę. Wino, po prawdzie nieco za słodkie, jednak w sam raz na pogodę.
Zamawiamy jedzenie. Oczywiście zupy - rybna z sumem i gulaszowa. Moja pani poza tym tylko langosza, ja myślałem o sumie, jednak nie dopłynął więc biorę kaczkę. Od razu uwaga, jak się chce mocno różową to trzeba powiedzieć. Ja nie powiedziałem, ale nawet wysmażona była super.
Jeszcze przed zupą, przychodzi chleb, podgrzany w opiekaczu i bardzo dobry węgierski smalec paprykowy. Nie żałujemy sonbie. Mi podają zupę, wygląda skromnie, z dwoma dzwonkami suma, ale jest niesamowicie intensywna.
Podana w obowiązkowym kociołku :)
Lubię taką mocno esencjonalną zupę, ostrą, o smaku rzecznych ryb. Chleb był do niej jak znalazł.
Moja pani dostała, zgodnie z życzeniem, najpierw langosza, jak dwie dłonie, wyrośnięty, czosnkowy, bardzo smaczny.
Do drugiego zamówiłem kieliszek Ovoros, może być, ale dość płaskie. I dość drogie - 23zł. W ogóle wino mają drogie.
A, właśnie drugie, kaczka z puree z grochu i posmażonymi słupkami marchewki, selera i ostrej kiełbasy. Nie wiem jak oni osiągnęli ten smak kaczki, jakby lekko podwędzony. Geniale - i tak pasujące dodatki.
Zupa gulaszowa, jako główne danie też świetna, przyprawiona jak trzeba, mięsko, gałuszki i ziemniaczki. Bardzo sycąca. I dobra cena, 23zł - bo to naprawdę wystarczy na obiad.
Byliśmy najedzeni, ale nie mogliśmy sobie odmówić naleśników Gundel, podanych na pół, dla mnie z kieliszeczkiem śliwowicy. I jeszcze herbatka. Jak pięknie nasz Gundel płonie:
Nie przepadam za nadzieniem orzechowym, jednak dla jego amatorów naleśniki muszą być dużą atrakcją. Jak dla mnie za dużo czekoladowego sosu, moja pani wyjadła do czysta ;).
Bardzo miła i kompetentna obsługa - też duży plus.
Tak pomyślałem, że dobrze, że to miejsce przetrwało zawieruchy i chętnie tu powrócę.
Gdzie? Warszawa, na Zgoda
Co? Borpince
I jak? Bardzo dobrze
Co szczególnie? Kaczka jest wyjatkowo dobra, langosz super
Za ile? 200 zł na dwójkę z deserem i drinkami, wino na butelki drogie
Tym razem Węgrzy uratowali moje, no nie życie, ale napewno zdrowie.
Dawno już tak nie zmarzłem. Wybraliśmy się do Teatru 6 Piętro z moją mamą i tam nas wymroziło. Na widowni jakiś straszliwy nawiew zimna, cały czas, obsłga twierdzi, że zaraz będzie ciepło, a tu włosy rozwiewa. W przerwie przyniosłem dla moich pań szaliki, ale dużo nie pomogło. Sztuka fajna ("Słoneczni chłopcy" w konwencji czystej komedii) ale byłem skostniały. Jakbym wiedział założyłbym choć wełnianą marynarkę.
Po wyjściu z teatru nie lepiej. Wieje, mróz, szczękamy zębami. Mama odpada - w tramwaj i do domu, a my mieliśmy iść na kawę, ale tu głód. Coś rozgrzewającego! Zupa - proponuję wietnamską (Bun Hue byłoby znakomite), jednak moja pani się krzywi. To gdzie? I wtedy przypomnieliśmy sobie o Borpince. Taka gulaszowa, ostra, gorąca. Idziemy!
W środku pusto, w końcu to wieczór Trzech Króli, ale szybko dostajemy wino grzane - wielką szklankę, pachnącą goździkami i pomarańczą i herbatę. Wino, po prawdzie nieco za słodkie, jednak w sam raz na pogodę.
Zamawiamy jedzenie. Oczywiście zupy - rybna z sumem i gulaszowa. Moja pani poza tym tylko langosza, ja myślałem o sumie, jednak nie dopłynął więc biorę kaczkę. Od razu uwaga, jak się chce mocno różową to trzeba powiedzieć. Ja nie powiedziałem, ale nawet wysmażona była super.
Jeszcze przed zupą, przychodzi chleb, podgrzany w opiekaczu i bardzo dobry węgierski smalec paprykowy. Nie żałujemy sonbie. Mi podają zupę, wygląda skromnie, z dwoma dzwonkami suma, ale jest niesamowicie intensywna.
Podana w obowiązkowym kociołku :)
Lubię taką mocno esencjonalną zupę, ostrą, o smaku rzecznych ryb. Chleb był do niej jak znalazł.
Moja pani dostała, zgodnie z życzeniem, najpierw langosza, jak dwie dłonie, wyrośnięty, czosnkowy, bardzo smaczny.
Do drugiego zamówiłem kieliszek Ovoros, może być, ale dość płaskie. I dość drogie - 23zł. W ogóle wino mają drogie.
A, właśnie drugie, kaczka z puree z grochu i posmażonymi słupkami marchewki, selera i ostrej kiełbasy. Nie wiem jak oni osiągnęli ten smak kaczki, jakby lekko podwędzony. Geniale - i tak pasujące dodatki.
Zupa gulaszowa, jako główne danie też świetna, przyprawiona jak trzeba, mięsko, gałuszki i ziemniaczki. Bardzo sycąca. I dobra cena, 23zł - bo to naprawdę wystarczy na obiad.
Byliśmy najedzeni, ale nie mogliśmy sobie odmówić naleśników Gundel, podanych na pół, dla mnie z kieliszeczkiem śliwowicy. I jeszcze herbatka. Jak pięknie nasz Gundel płonie:
Nie przepadam za nadzieniem orzechowym, jednak dla jego amatorów naleśniki muszą być dużą atrakcją. Jak dla mnie za dużo czekoladowego sosu, moja pani wyjadła do czysta ;).
Bardzo miła i kompetentna obsługa - też duży plus.
Tak pomyślałem, że dobrze, że to miejsce przetrwało zawieruchy i chętnie tu powrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz