piątek, 19 lutego 2016

Brunei - cz 3 Księga dżungli

Księga braku dżungli

Od razu uprzedzę - opisów prawdziwej dżungli nie będzie, bo nie pojechaliśmy. Mówiąc szczerze nieco obawialiśmy się jechać z małą, a jak pomyślałem, że jadąc sam spędzę 6 godzin w podróży by pobyć 4 godziny w lesie, to mi przeszło.

Nie poszliśmy również na spacer do Tasek Lama Recreational Park. Podobno najłatwiejszy kontakt z cywilizowaną dżunglą. Za to odpuściłem sobie (nie wiem czy słusznie) Bhukit Shahbandar National Forest, ekspaci określili go jako "miejsce do pobiegania, ot takie ścieżki przez las" - nie brzmiało fascynująco. No wszędzie dotrzeć się nie da.

Popełniliśmy wielki błąd nie wynajmując samochodu - wynajem nie jest drogi, a benzyna po 0.56B$ (tak po złoty pięćdziesiąt!) za litr. Brunejczycy jeżdżą bardzo spokojnie, aż czasem w stylu kierowców z Ciechanowa. Problemów z prowadzeniem nie ma. A nie mając własnego transportu byliśmy uwięzieni na jednym miejscu. Taksówki są drogie i ich nie ma. Zaś Muara okazała się być 30km od BSB i Tasek Lama. Więc po przeprowadzeniu się do centrum nurkowego (w Muara) tylko raz przyjechaliśmy do miasta.

No i to była jedyna wyprawa by zobaczyć jak wygląda las. A gdzie? I tu nam radą posłużył miejscowy ekspat - pojedźcie do Muzeum Morskiego i tam w koło są poprowadzone ścieżki przez dżunglę. Dzięki Peter! to była super rada.

Muzeum Morskie przy Jalan Kota Batu jest faktycznie ładnie położone nad brzegiem rzeki Brunei:

a obok mogliśmy pochodzić po lesie - używając wózka (!).

Polecam tropikalne liście
 
Wspięliśmy się też na schody (trzeba było przerzucić małą do chusty) i dotarliśmy do mauzoleum Sułtana Bolkiah - władcy z 16 wieku za czasów potęgi Brunei.
Miejsce ciche, spokojne, własnie przekwitały magnolie:
Był to również nasz pierwszy kontakt z lasem namorzynowym - wszystko w półtorej godziny by zdążyć przed zmrokiem

A z kulinariów

Gdzie? Oceanic Dive Center
Co? Kurczak oraz ryba słodko-kwaśna
Za ile? Wliczone w cenę noclegów (B$100 za dwójkę z 3 posiłkami)
Jak? co najmniej 7/10 - dobre domowe jedzenie


W gruncie rzeczy jestem nieprzyzwyczajony do miejsc w wyżywieniem, bo pozbawia mnie to możliwości wyboru, ale w Muara to chyba była najlepsza opcja (choć nawet i tam były lokalne jadłodajnie). Jakość definitywnie zaskoczyła.

Moim ulubionym daniem stał się kurczak :) w sosie curry - nie za bardzo przeduszony, ostry, oj, jeszcze mi ślinka cieknie, podawany w kilku kombinacjach z dodatkami, tu wersja z ryżem smażonym:
Innym zaskakującym daniem była ryba w sosie słodko-kwaśnym. Ten rodzaj dania zwykle omijam dużym łukiem, bo sos słodko-kwaśny to zmora turystyczna. Tu jednak był prawdziwy (to chyba trzeci raz w moim życiu jadłem prawdziwy taki sos, ostatnio w luksusowej wietnamskiej restauracji w Nicei).
Sekretem sosu słodko-kwaśnego jest połączenie kwasu pomidorów, słodyczy sosu sojowego z dodatkami, świeżo podsmażonej cebuli i papryczki chili. Tu w wersji o smaku rybnym, doskonałe, muszę spróbować w domu (w sumie zimowe pomidory będą w sam raz):

A czego nie zjadłem?

Nie trafiłem na Night Market w Gadong, jednak jechać 30km i płacić 40B$ po to by zjeść szaszłyczki za kilka dolarów to stwierdziłem, że przesada... W związku z tym nie spróbowałem narodowej potrawy Brunei - mamałygi z palmy sago, ponoć kompletnie bez smaku ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz