piątek, 20 lutego 2015

Szał Dim Sum

Dim Dim Sum - Mong Kok, Hong Kong

Już wpadałem w panikę, że przez święta nie spróbuję dim sum. A być w Hongkongu i nie jeść dimsumów to klapa ;)

Dziś rano po odwiedzeniu świątyni Tin Hau na Yau Ma Tei - taka świątynia ze skwerem wśród bloków, zawsze mnie fascynują te spiralne kadzidła:
Znalazłem jedno proste miejsce na ulicy Portland - nic nadzwyczajnego,  ale śniadanie być musi.

Zamówiłem oczywiście Har Kau - z krewetkami,  flaki w sosie imbirowym i żeberka na parze.  Jasiek wziął sticky rice i na wszelki wypadek naleśniki ryżowe z wieprzowiny (cheng fun).
Krewetki były OK, w żeberkach fajnie dawały kawałki taro, ale w sumie chyba najlepsze były flaczki, szkoda że bez kolendry
Zapłaciłem 100HKD i więcej nie było warte. 

Miałem dalej niedosyt,  więc gdy na Mong Kok okazało się, że słynne Dim Dim Sum jest otwarte i nie ma kolejki - natychmiast weszliśmy.

No tu jest inna mowa! Har Kau niezwykle delikatne I z pyszną,  idealnie zrobioną krewetką.  Ich cheng fun z wieprzowiny jest sexy ;) doprawione kolendra słodkie kawałeczki świnki (barbecue - char siu).  Inny wynalazek to cheng fun z krewetką w tempurze:
 Idealny z odrobiną sosu do cheng fun - sos sojowy z olejem sezamowym i kroplą octu ryżowego. 

Super był bakłażan faszerowane krewetki,  grilowany,  podany ze słodkim sosem teryiaki.  Zrobiony idealnie, rozpada się pod językiem. 

Ja na koniec wziąłem ich mocno reklamowane danie,  z wyglądu chyba jako afrodyzjak
Nie wiem co to. Sos o smaku grzybowo-wołowym, z kawałeczkami mięsa,  to coś o konsystencji owoców morza, ale lekko grzybów,  ryż z jajkiem. Może i signature dish ale ja wolałem bakłażana lub Har Kau.  Ogółem naprawdę super, 140HKD,  herbaty w opór.  Żałowałem,  że nie mam drugiego żołądka na ciąg dalszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz