piątek, 20 czerwca 2014

Włoski zawód

No tym razem nie chodzi o pracę jako Włoch, choć oczywiście mogłem tę również podziwiać przez ostatnie dwa tygodnie. Np. na budowie tuż obok pan pojawił się ze trzy razy, za każdym razem harując ze 2-3 godziny. A kopareczka stoi.

Tylko będzie o moich włoskich rozczarowaniach.

Po pierwsze - poziomki - śliczne, czerwone, duże, jak kuleczki. Wokół drogi z mojego spaceru - zatrzęsienie. Zerwałem piewszą garść, zjadam i - tfu - co to jest??? Smak papieru toaletowego, jakieś mnóstwo ziarenek, co to ma wspólnego z poziomkami? Trochę zapach i tyle. Ohyda.

Drugie rozczarowanie przeżyłem znacznie głębiej. Byłem niedaleko od rejonów winnych - Ghemme, Gattinara, Monferrate... Szczególnie wina z Ghemme mi pasują, a w Monferrate maja super lekkie czerwone Grignolino i niezłą Barberę. No to napaliłem się jak szczerbaty na suchary na objazd winnic.

Zacząłem od Ghemme. Moją piękną panią niełatwo zwlec w wakacje, a jest mi niezbędna jako kierowca, więc trafiliśmy tam po 12, jeden objazd wsi, nic - żadnych wskazówek, żadnej mapy ani strzałek. Wracamy - o są strzałki na informację turystyczną. Prowadzą donikąd. Pytamy się w sklepie - kierują nas do urzędu miasta, tam kiwając głową kierują nas na drugi rynek. Już po chwili wiemy czemu współczująco kiwali głowami. Wybiła 13 i zamknięte na głucho. A żadnej innej informacji niet. Z rozpaczy zatrzymujemy się w jakimś barze i negocjuję spróbowanie 3 win. Kosztuje mnie to 8 Eur. Doopy nie urywają, ale jedno Ghemme 2007, mieszanka, jest fajne więc biorę dwie butelki.

Myślę sobie - no skucha, ale Ghemme to wiocha, jedziemy do Monferrato, zanim dojedziemy (już 14) to może otworzą jakieś winnice. Nauczony doświadczeniem chcę pod Casale Monferrato kupić jakąś mapę. Internet pokazywał 30 winnic z degustacją w okolicy. Mapy nie ma, nigdzie, wszyscy wzruszają ramionami, widzimy wielkie napisy - witamy w regionie wina Monferrato. No super - to teraz pójdzie jak po sznurku. W końcu mam w pamięci jeżdżenie po winnicach w RPA czy nawet nad Renem. Ale jesteśmy we Włoszech - o tam była mała strzałka - za późno, nie da się zawrócić na bocznych włoskich drogach gdzie mkną ciężarówy i szaleni kierowcy. Próbujemy dalej - nic żadnych informacji, żadnych wskazówek. O jest jedno miejsce - oczywiście po 500m po szutrze - brama zamknięta na głucho.

Może w Moncalvo - to większe miasteczko, w okolicy są winnice. Spróbuj naszych win - głoszą napisy. Ale informacji żadnej. Nikt nic nie wie. Na mapce kościół i stacja kolejowa jako największe atrakcje. Zmęczeni jesteśmy jak psy bo dzień zrobił się upalny.

O tam są wskazówki - hotel, ristorante, degustazione - ale nie, tylko podpucha, degustacji już dawno nie ma.  Coś mijaliśmy, jakaś kooperatywa. No mili są strasznie, tylko wino mają słabe. Główna sprzedaż idzie na kanistry. Ich Barbera wykręca pyski, a Ruche jest bez wyrazu. Biorę Grignolino, nie jakieś świetne, ale się nada.

Jeszcze kilka prób i nic. Zmęczenie. Może spróbujemy Gattinary? To wygląda fajnie i kiedyś piłem stamtąd dobre wino. O jest miejsce z próbowaniem. Właśnie wychodzi pani i ... zamyka. Co prawda czynne do 18, ale jest już prawie 17 więc pani się napracowała.  Jutro, jutro, dziś już nie.  I tak próbowaliśmy wina w Gattinara. Niby znane Anzivino - Abierto! - wisi kłóda i zamknięte na 4 spusty.  O "Spróbujcie win z Gattinara" - aha - siempre abierto - od czwartku do niedzieli.

Wróciłem głody, zły i bez wina.  Nie wiem co za idioci zajmują się promocją turystyki winnej we Włoszech, ale jedno jest pewne - robić to im się za bardzo nie chce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz