Gdzie? Warszawa, Stępińska przy Dolnej
Co? Magiel Cafe
I jak? Bardzo ciekawe
Co szczególnie? Dania sezonowe
Za ile? Koło 350zł na dwójkę
Magiel to miejsce do którego mam w pewnym sensie pecha. Wiele razy nie udawało mi się zarezerwować tu stolika, zdarzyło się odejść z kwitkiem bo było pełno, w niedzielę działa krótko, a w święta najczęściej zamknięty.
I zdecydowanie nie jest to miejsce tanie. Ale dobre.
To co lubię w Maglu to zmienność menu, zależna od sezonu i tego co właśnie dowieźli, czasem te dania dnia bywa największym odkryciem.
Tak jak turbot bałtycki, którego trafiliśmy zupełnie przypadkiem. Z ziemniakami i szpinakiem, pieczony w całości był świeży i morsko-delikatny. Pamiętam, że brałem też wtedy gęsie żołądki duszone z warzywami (jakby w niewielkiej ilości rosołu) - wyraźne, bardzo dobre danie.
Ostatnio byliśmy tam z rodziną, co pozwoliło na większe nieco zróżnicowanie zamówień. Była i zupa rybna, i gęsia wątróbka u mnie, ale główne dania były wyjątkowo ciekawe. Po pierwsze żadko serwowany jesiotr, król delikatności:
A ja miałem świetnego karpia na ostro:
Deska serów na dwoje okazała się zaś rewelacyjnym deserem. Serów nie pożałowano - sześć rodzajów, obficie, każdy naprawdę inny, ze świetnym przełamaniem dżemowo-chutneyowym.
Wybór win w Maglu jest zawsze pewnym wyzwaniem, bo stawiają na wina francuskie ze słabą relacją kwasowość/cena. W dodatku moja pani nie przepada za winami lekkimi, więc potencjalnie dobre pinot i gamay odpadają. Tu należy jednak polegać na panu, z którym po dłuższych dyskusjach zawsze udało nam się wynegocjować coś dobrego w cenie niebankrutującej (czyli 100-120zł).
Magiel jest generalnie dość drogi i 350 zł to raczej dolny oczekiwany pułap. Nie jestem w 100% przekonany, że jest tego wart, ale fajnie że takie miejsce jest w Warszawie. Miejsce gdzie jedzenie traktuje się z szacunkiem i przypomina zapomniane smaki bez zbędnych unowocześnień. Za to w wyjątkowo miłej atmosferze.
Co? Magiel Cafe
I jak? Bardzo ciekawe
Co szczególnie? Dania sezonowe
Za ile? Koło 350zł na dwójkę
Magiel to miejsce do którego mam w pewnym sensie pecha. Wiele razy nie udawało mi się zarezerwować tu stolika, zdarzyło się odejść z kwitkiem bo było pełno, w niedzielę działa krótko, a w święta najczęściej zamknięty.
I zdecydowanie nie jest to miejsce tanie. Ale dobre.
To co lubię w Maglu to zmienność menu, zależna od sezonu i tego co właśnie dowieźli, czasem te dania dnia bywa największym odkryciem.
Tak jak turbot bałtycki, którego trafiliśmy zupełnie przypadkiem. Z ziemniakami i szpinakiem, pieczony w całości był świeży i morsko-delikatny. Pamiętam, że brałem też wtedy gęsie żołądki duszone z warzywami (jakby w niewielkiej ilości rosołu) - wyraźne, bardzo dobre danie.
Ostatnio byliśmy tam z rodziną, co pozwoliło na większe nieco zróżnicowanie zamówień. Była i zupa rybna, i gęsia wątróbka u mnie, ale główne dania były wyjątkowo ciekawe. Po pierwsze żadko serwowany jesiotr, król delikatności:
A ja miałem świetnego karpia na ostro:
Deska serów na dwoje okazała się zaś rewelacyjnym deserem. Serów nie pożałowano - sześć rodzajów, obficie, każdy naprawdę inny, ze świetnym przełamaniem dżemowo-chutneyowym.
Wybór win w Maglu jest zawsze pewnym wyzwaniem, bo stawiają na wina francuskie ze słabą relacją kwasowość/cena. W dodatku moja pani nie przepada za winami lekkimi, więc potencjalnie dobre pinot i gamay odpadają. Tu należy jednak polegać na panu, z którym po dłuższych dyskusjach zawsze udało nam się wynegocjować coś dobrego w cenie niebankrutującej (czyli 100-120zł).
Magiel jest generalnie dość drogi i 350 zł to raczej dolny oczekiwany pułap. Nie jestem w 100% przekonany, że jest tego wart, ale fajnie że takie miejsce jest w Warszawie. Miejsce gdzie jedzenie traktuje się z szacunkiem i przypomina zapomniane smaki bez zbędnych unowocześnień. Za to w wyjątkowo miłej atmosferze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz