Wędrówki po kulinarnym Krakowie - czyli tradycja i nowoczesność - listopad 2014
Ośmielam się twierdzić, że to właśnie Kraków, a nie Warszawa jest obecnie kulinarną stolicą Polski. Zawsze było tu dużo kanjp i w przeciwieństwie do mojego rodzinnego miasta, nawet w tursytycznych miejscach można było zjeść bardzo dobre jedzenie.
Po drugie Kraków prezentuje się bardzo dobrze w skali "value for money". Złośliwi powiedzą, że nie powinno to dziwić, ale moim zdaniem nie zdzieranie za dobrą kuchnię stanowi jej niezbędny składnik. Wielu durniów potrafi wyżyć się kreatywnie i zarządać za to bajońskich sum. A ja wolę tych co włożą swą kreatywność i ciężką pracę w tworzenie dań osiągalnych dla normalnego "foodie".
Dowody? Ten właśnie cykl przedstawi kilka ciekawych miejsc, których to lista będzie się niewątpliwie wydłużać.
Gdzie? Kraków, Podgórze, Józefińska 2 (tuż przy kładce przez Wisłę)
Co? ZaKładka
I jak? Tradycja i nowoczesność w świetnym wydaniu za dobrą cenę
Co szczególnie? Menu jest sezonowe, więc trudno mi cokolwiek polecić, bo ostatnich dań które jadłem już w karcie nie ma. Ale na pewno królują podroby, szczególnie grasica
Za ile? Na dwójkę 170zł z butelką wina, lub 120zł z dwoma kieliszkami (wino domowe jest naprawdę super)
W chwili obecnej to moim zdaniem najlepsza knajpa w Krakowie. Ja oczywiście mam skrzywienie w kierunku dań z podrobów (nie wątrobki!) ale nawet moja pani, która na samo ich wspomnienie się krzywi znalazła tu mnóstwo dla siebie.
Zacznijmy od lokalizacji i wnętrza. ZaKładka jak sama nazwa wskazuje ma cudowną lokalizację przy kładce pieszo-rowerowej przez Wisłę, już po stronie Podgórza. W odnowionym budynku mieści się lokal złożony z kilku połączonych ze sobą salek, co sprawia, że mimo tłoku nie jesteśmy przytłoczeniu towarzystwem. Atmosfera wewnątrz ciepła i wymarzonego francuskiego bistro, ale bez zadęcia. Obsługa, jak na Kraków (kompetencja kelnerów to jedyna rzecz, z która miasto nie może sobie poradzić) sprawna.
Więc po krótce streszczę moje dwie posiady w ZaKładce i jak będę tam kolejne razy, co mam nadzieję rychło nastąpi, to też nie omieszkam się podzielić.
Zacznijmy od klasyki - pierwsza wizyta i moja pani zamawia ślimaczki i makaron z owocami morza, a ja dwie mniejsze dania - grasicę i nereczki na puree. Na początek urocze czekadełko (definitywnie jakiś mus zupowy z chrupiącym dodatkiem) i świetne portugalskie wino, taninowe, ale nie drętwiejące języka, w cenie o ile pomnę 80zł:
Potem przychodzi najważniejsze - czyli grasica:
Jak widać podana na szparagach (to był kwiecień) i podpieczona z serem. Dawno nie jadłem tak dobrej grasicy - nawet ta u Kręglickich w Piątej Ćwiartce się nie umywa.
A moja pani dostała najlepsze na świecie ślimaki (no dobrze, w Wietnamie były lepsze :)), może nie
wyglądają, ale podane w sosie wydobywającym całą miąższość i lekko ziemisty smak ślimaka:
Dotąd nie rozumiem czemu nie zamówiliśmy repety...
Makaron mojej pani nie był największy, ale za to obfity w zwierzaki, zwieńczony dużą krewetą zrobioną idealnie w punkt - już ścięta, ale nie przegotowaną.
Moje nereczki - po prostu boskie. Nereczki to zapomniana część zwierzaka a wymaga wszak tylko króciutkiego smażenia. Ja je uwielbiam - gdy są tak chrupkie z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. Do tego puree z warzyw korzeniowych - solidny akompaniament do wyraźnego mięsa.
Do nereczek czują głęboką sympatię, po tym jak w Paryżu o 23:00 trafiłem do czynnego wtedy (i według strony cały czas) całą noc Au Pied de Cochon (http://www.pieddecochon.com) gdzie nereczki w musztardzie zapijane Vacqueyras uratowały mnie od śmierci głodowej. Ale tyle dygresji wracajmy do ostatniej wizyty w ZaKładce na menu gęsie w listopadzie.
Po doświadczeniach kulturalnych Cricoteki - polecam - trzeba zarezewować sobie ponad półtorej godziny,
zacząłem od rosołu z gęsiny z jajeczkiem i pierożkiem gęsim:
bardzo dobrego, jak trzeba intesywnego, a jajeczo płynne w środku świetnie z nim kontrastowało, nie obraziłbym się za DWA pierożki ;)
Moja pani jadła zupę rybno-krabową, w stylu musu, ona woli taką z kawałkami, ale smak tej był bezbłedny i mi przypominający nicejski wariant, dokładnie taką serwują w tamtejszych knajpkach.
Zaś drugie mojej pani, wyglądając niepozornie biło rekord popularności, nawet usłyszałem coś czego nigdy bym się nie spodziewał "mogli dać więcej sosu", trzeba przyznać, że sos śliwkowy podkręcał smak tego rewelacyjnego strudla gęsiego:
Moje udo (a właściwie podudzie, czyli jak mawiali u mnie w domu pulka) gęsie:
było zrobione idealnie, chciałbym tak umieć. Tylko do dodatków mam zastrzeżenie - miała być kremowa fasolka z warzywami korzeniowymi. I już wyobrażałem sobie to puree z fasoli - faktycznie idealny dodatek do gęsiny, a tu jak widać fasolka w całości i raczej nie kremowa. Skończyło się na tym, że sam ugiotłem to widelcem na puree i wtedy było idealne.
Zapytacie więc - jeśli nie idealne to czemu, aż dwa widelce, są trzy powody:
Ja tam planuję wracać, tak często jak się da.Ośmielam się twierdzić, że to właśnie Kraków, a nie Warszawa jest obecnie kulinarną stolicą Polski. Zawsze było tu dużo kanjp i w przeciwieństwie do mojego rodzinnego miasta, nawet w tursytycznych miejscach można było zjeść bardzo dobre jedzenie.
Po drugie Kraków prezentuje się bardzo dobrze w skali "value for money". Złośliwi powiedzą, że nie powinno to dziwić, ale moim zdaniem nie zdzieranie za dobrą kuchnię stanowi jej niezbędny składnik. Wielu durniów potrafi wyżyć się kreatywnie i zarządać za to bajońskich sum. A ja wolę tych co włożą swą kreatywność i ciężką pracę w tworzenie dań osiągalnych dla normalnego "foodie".
Dowody? Ten właśnie cykl przedstawi kilka ciekawych miejsc, których to lista będzie się niewątpliwie wydłużać.
Gdzie? Kraków, Podgórze, Józefińska 2 (tuż przy kładce przez Wisłę)
Co? ZaKładka
I jak? Tradycja i nowoczesność w świetnym wydaniu za dobrą cenę
Co szczególnie? Menu jest sezonowe, więc trudno mi cokolwiek polecić, bo ostatnich dań które jadłem już w karcie nie ma. Ale na pewno królują podroby, szczególnie grasica
Za ile? Na dwójkę 170zł z butelką wina, lub 120zł z dwoma kieliszkami (wino domowe jest naprawdę super)
W chwili obecnej to moim zdaniem najlepsza knajpa w Krakowie. Ja oczywiście mam skrzywienie w kierunku dań z podrobów (nie wątrobki!) ale nawet moja pani, która na samo ich wspomnienie się krzywi znalazła tu mnóstwo dla siebie.
Zacznijmy od lokalizacji i wnętrza. ZaKładka jak sama nazwa wskazuje ma cudowną lokalizację przy kładce pieszo-rowerowej przez Wisłę, już po stronie Podgórza. W odnowionym budynku mieści się lokal złożony z kilku połączonych ze sobą salek, co sprawia, że mimo tłoku nie jesteśmy przytłoczeniu towarzystwem. Atmosfera wewnątrz ciepła i wymarzonego francuskiego bistro, ale bez zadęcia. Obsługa, jak na Kraków (kompetencja kelnerów to jedyna rzecz, z która miasto nie może sobie poradzić) sprawna.
Więc po krótce streszczę moje dwie posiady w ZaKładce i jak będę tam kolejne razy, co mam nadzieję rychło nastąpi, to też nie omieszkam się podzielić.
Zacznijmy od klasyki - pierwsza wizyta i moja pani zamawia ślimaczki i makaron z owocami morza, a ja dwie mniejsze dania - grasicę i nereczki na puree. Na początek urocze czekadełko (definitywnie jakiś mus zupowy z chrupiącym dodatkiem) i świetne portugalskie wino, taninowe, ale nie drętwiejące języka, w cenie o ile pomnę 80zł:
Potem przychodzi najważniejsze - czyli grasica:
Jak widać podana na szparagach (to był kwiecień) i podpieczona z serem. Dawno nie jadłem tak dobrej grasicy - nawet ta u Kręglickich w Piątej Ćwiartce się nie umywa.
A moja pani dostała najlepsze na świecie ślimaki (no dobrze, w Wietnamie były lepsze :)), może nie
wyglądają, ale podane w sosie wydobywającym całą miąższość i lekko ziemisty smak ślimaka:
Makaron mojej pani nie był największy, ale za to obfity w zwierzaki, zwieńczony dużą krewetą zrobioną idealnie w punkt - już ścięta, ale nie przegotowaną.
Moje nereczki - po prostu boskie. Nereczki to zapomniana część zwierzaka a wymaga wszak tylko króciutkiego smażenia. Ja je uwielbiam - gdy są tak chrupkie z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. Do tego puree z warzyw korzeniowych - solidny akompaniament do wyraźnego mięsa.
Do nereczek czują głęboką sympatię, po tym jak w Paryżu o 23:00 trafiłem do czynnego wtedy (i według strony cały czas) całą noc Au Pied de Cochon (http://www.pieddecochon.com) gdzie nereczki w musztardzie zapijane Vacqueyras uratowały mnie od śmierci głodowej. Ale tyle dygresji wracajmy do ostatniej wizyty w ZaKładce na menu gęsie w listopadzie.
Po doświadczeniach kulturalnych Cricoteki - polecam - trzeba zarezewować sobie ponad półtorej godziny,
zacząłem od rosołu z gęsiny z jajeczkiem i pierożkiem gęsim:
bardzo dobrego, jak trzeba intesywnego, a jajeczo płynne w środku świetnie z nim kontrastowało, nie obraziłbym się za DWA pierożki ;)
Moja pani jadła zupę rybno-krabową, w stylu musu, ona woli taką z kawałkami, ale smak tej był bezbłedny i mi przypominający nicejski wariant, dokładnie taką serwują w tamtejszych knajpkach.
Zaś drugie mojej pani, wyglądając niepozornie biło rekord popularności, nawet usłyszałem coś czego nigdy bym się nie spodziewał "mogli dać więcej sosu", trzeba przyznać, że sos śliwkowy podkręcał smak tego rewelacyjnego strudla gęsiego:
Moje udo (a właściwie podudzie, czyli jak mawiali u mnie w domu pulka) gęsie:
było zrobione idealnie, chciałbym tak umieć. Tylko do dodatków mam zastrzeżenie - miała być kremowa fasolka z warzywami korzeniowymi. I już wyobrażałem sobie to puree z fasoli - faktycznie idealny dodatek do gęsiny, a tu jak widać fasolka w całości i raczej nie kremowa. Skończyło się na tym, że sam ugiotłem to widelcem na puree i wtedy było idealne.
Zapytacie więc - jeśli nie idealne to czemu, aż dwa widelce, są trzy powody:
- jedzenie jest ogólnie super i porcje sycące
- miejsce ma atmosferę i na randkę i na rodzinny posiłek, jakieś wewnętrzne ciepło
- a ceny, szczegolnie win, nie nabijają w butelkę, mało takich miejsc gdzie zjem za 30Eur solidny obiad na dwoje, popijając kieliszkiem dobrego wina