Bistro Przystanek, Z57 - Saska Kępa
Była piękna pogodna niedziela i po koncercie organowym mieliśmy jeszcze ochotę na spacer. Przeszliśmy więc do Ronda de Gaulla i wsiedliśmy w 22 na Pragę. Już całe wieki nie byłem w Parku Skaryszewskim i nad Kamionkiem i taki spacer był idealnym rozwiązaniem. Dodreptaliśmy do Waszyngtona, zapadał zmierzch a jeszcze mieliśmy ochotę się napić.
Poszliśmy więc Francuską w stronę hiszpańskiej winiarni, ale po drodze wpadło nam w oko Bistro Przystanek gdzie akurat reklamowali wino.
Nie mieszkając weszliśmy i wzięliśmy po lampce - Aga Merlota z Chile, ja Hiszpański Granache. Jeśli wziąc pod uwagę, że spora lampka kosztowała tylko 9zł to prawie za darmo. I fajne miejsce na posiedzenie. Przewija się sporo ludzi kupując ciasto czekoladowe, bezowe itd. Widziałem też apetyczną zupę i jako drugie mieli gulasz z indyka (nie wiedzieć czemu pod nazwą strogonoff ;)). Bardzo nam się spodobało, a jak już zgłodnieliśmy wyruszyliśmy dalej.
Chciałem się wybrać do Naam Thai - bardzo zachwalanej restauracji na Saskiej. Niestety jak dotarliśmy tam o 20:10 okazało się, że kuchnia już zamknięta. Widocznie i tak robią świetny biznes i nie warto być czynnym - może lepiej w ogóle zamknąć - będzie mniej problemów?
Byłem nieco zdesperowany ale wtedy przypomniałem sobie o nowo otwartym lokalu na Zwycięzców. To już na tym odcinku za Saską, trochę zapomnianym, choć teraz pojawiło się tam i Limoni. A na Zwycięzców 57 otworzyło się Z57.
Miejsce z tych wykwintnych i dość nowoczesnych. Ale za to otwarte w niedzielę o 20:30 i dłużej (goście co przyszli jeszcze godzinę później też zjedli). Z dobrym jedzeniem.
Agi sałatka z kozim serem, granatem i orzechami w karmelu, była co prawda nieco za słodka, ale w sam raz na niedużą kolację.
Ja zaś zrezygnowałem z diety i wziąłem moje ulubione riavioli z dynią w maśle szałwiowym:
Były bardzo dobre ze słodkawym farszem dyniowym, szkoda tylko, że masło nie było zgodnie z regułami sztuki przypalone na brązowo - to w końcu nadaje temu daniu niezwykłego smaku. Ale i tak bardzo dobre - w domu nie chciało by mi się robić. Na takie rzeczy warto iść do knajpy.
Dwa kieliszki dobrego wina i niestety mnóstwo pysznego pieczywa z oliwą czosnkowo-chili, zguba w przypadku diety ;) W sumie zapłaciliśmy 80zł, bo wino oczywiście nie po 9zł, ale za to woda za darmo - co jest tak niesłychane, że naprawę warte wyróżnienia.
Wieczór bardzo miły, ale trzeba było wracać do domu...
Była piękna pogodna niedziela i po koncercie organowym mieliśmy jeszcze ochotę na spacer. Przeszliśmy więc do Ronda de Gaulla i wsiedliśmy w 22 na Pragę. Już całe wieki nie byłem w Parku Skaryszewskim i nad Kamionkiem i taki spacer był idealnym rozwiązaniem. Dodreptaliśmy do Waszyngtona, zapadał zmierzch a jeszcze mieliśmy ochotę się napić.
Poszliśmy więc Francuską w stronę hiszpańskiej winiarni, ale po drodze wpadło nam w oko Bistro Przystanek gdzie akurat reklamowali wino.
Nie mieszkając weszliśmy i wzięliśmy po lampce - Aga Merlota z Chile, ja Hiszpański Granache. Jeśli wziąc pod uwagę, że spora lampka kosztowała tylko 9zł to prawie za darmo. I fajne miejsce na posiedzenie. Przewija się sporo ludzi kupując ciasto czekoladowe, bezowe itd. Widziałem też apetyczną zupę i jako drugie mieli gulasz z indyka (nie wiedzieć czemu pod nazwą strogonoff ;)). Bardzo nam się spodobało, a jak już zgłodnieliśmy wyruszyliśmy dalej.
Chciałem się wybrać do Naam Thai - bardzo zachwalanej restauracji na Saskiej. Niestety jak dotarliśmy tam o 20:10 okazało się, że kuchnia już zamknięta. Widocznie i tak robią świetny biznes i nie warto być czynnym - może lepiej w ogóle zamknąć - będzie mniej problemów?
Byłem nieco zdesperowany ale wtedy przypomniałem sobie o nowo otwartym lokalu na Zwycięzców. To już na tym odcinku za Saską, trochę zapomnianym, choć teraz pojawiło się tam i Limoni. A na Zwycięzców 57 otworzyło się Z57.
Miejsce z tych wykwintnych i dość nowoczesnych. Ale za to otwarte w niedzielę o 20:30 i dłużej (goście co przyszli jeszcze godzinę później też zjedli). Z dobrym jedzeniem.
Agi sałatka z kozim serem, granatem i orzechami w karmelu, była co prawda nieco za słodka, ale w sam raz na niedużą kolację.
Ja zaś zrezygnowałem z diety i wziąłem moje ulubione riavioli z dynią w maśle szałwiowym:
Dwa kieliszki dobrego wina i niestety mnóstwo pysznego pieczywa z oliwą czosnkowo-chili, zguba w przypadku diety ;) W sumie zapłaciliśmy 80zł, bo wino oczywiście nie po 9zł, ale za to woda za darmo - co jest tak niesłychane, że naprawę warte wyróżnienia.
Wieczór bardzo miły, ale trzeba było wracać do domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz