Opasły Tom, Momu - Warszawa, wrzesień 2013
Ponieważ Warszawa na Pradze się nie kończy to i trzeba dorzucić garść wrażeń z lewego brzegu. Po "Blue Jasminum" - swoją drogą głębokim i bardzo dobrym filmie Allena - podeszliśmy do Opasłego Toma. To były jedne z ostatnich dni lata i usiedliśmy przy jednym wolnym stoliku na zewnątrz. Pod kocami było ciepło, a przynajmniej widziało się tłumy na Foksal.
Opasły Tom to takie bardzo solidne miejsce, gdzi warto raz na jakiś czas zajrzeć. Może niedługo będą mieli gęsinę?
Tym razem zjedliśmy delikatnie - na przystawkę jedna porcja sałaty z kulkami serowo-orzechowymi i wiśniami - do podziału.
Aga była pokrzywdzona, bo ja nieświadomie zgarnąłem jedyne dwie wisienki, a szkoda bo dobrze dawały z tym serem.
Na drugie Aga miała fajne pierogi szpinakowo-czosnkowe z masłem orzechowym:
a ja napaliłem się na gładzicę (czyli flądrę!) z kurkami i cukinią. Dobra kombinacja:
ale chyba siedziała za długo pod salamandra, bo w cieńszych miejscach ryba była podsuszona. Szkoda. Mimo tego jednak dobre danie.Do tego kieliszek bardzo zacnego Sauvignon Blanc.
Ogólnie typowe wyjście do Tomu - dobre jedzenie, wysokiej klasy bez fajerwerków.
W kolejny wolny dzień postanowiliśmy zachaczyć o Momu, o którym krążą legendy. Miejsce wspaniałe na placu Teatralnym
jednak odrobinę zawiodło. Po pierwsze - tu chyba zaraza z Aioli - nie ma wina na kieliszki - tylko jakiś podejrzany mocz z nalewaka. Nie do picia. Od razu duży minus. Ja już wolałem piwo, ale tego dnia Książęce ciemne jakoś mało mi smakowało. Zresztą wybór piw też nie rzuca na kolana.
Na główne skusiłem się na steka New York - był podejrzanie tani (33zł) i mam wobec niego mieszane uczucia.
Mięso w smaku bardzo dobre, cóź kiedy medium rare jest tu pojęciem obcym. Dostałem w najlepszym razie medium, przy bokach właściwie well done. Mogło być tak pięknie. Bo pszenica smażona ze słodkimi przyprawami podana jako dodatek po prostu rewelacyjna i inne dodatki też niczego sobie.
Pizza z grzybami (mieszane leśne i boczniaki) Agi była ogromna:
i nie dała jej rady zmóc.
Ogólnie raczej klasa średnia niż specjalny odpał. Aoili było lepsze, przynajmniej na początku. I tyle z Warszawy. Lecimy do Dubaju...
Ponieważ Warszawa na Pradze się nie kończy to i trzeba dorzucić garść wrażeń z lewego brzegu. Po "Blue Jasminum" - swoją drogą głębokim i bardzo dobrym filmie Allena - podeszliśmy do Opasłego Toma. To były jedne z ostatnich dni lata i usiedliśmy przy jednym wolnym stoliku na zewnątrz. Pod kocami było ciepło, a przynajmniej widziało się tłumy na Foksal.
Opasły Tom to takie bardzo solidne miejsce, gdzi warto raz na jakiś czas zajrzeć. Może niedługo będą mieli gęsinę?
Tym razem zjedliśmy delikatnie - na przystawkę jedna porcja sałaty z kulkami serowo-orzechowymi i wiśniami - do podziału.
Aga była pokrzywdzona, bo ja nieświadomie zgarnąłem jedyne dwie wisienki, a szkoda bo dobrze dawały z tym serem.
Na drugie Aga miała fajne pierogi szpinakowo-czosnkowe z masłem orzechowym:
a ja napaliłem się na gładzicę (czyli flądrę!) z kurkami i cukinią. Dobra kombinacja:
ale chyba siedziała za długo pod salamandra, bo w cieńszych miejscach ryba była podsuszona. Szkoda. Mimo tego jednak dobre danie.Do tego kieliszek bardzo zacnego Sauvignon Blanc.
Ogólnie typowe wyjście do Tomu - dobre jedzenie, wysokiej klasy bez fajerwerków.
W kolejny wolny dzień postanowiliśmy zachaczyć o Momu, o którym krążą legendy. Miejsce wspaniałe na placu Teatralnym
jednak odrobinę zawiodło. Po pierwsze - tu chyba zaraza z Aioli - nie ma wina na kieliszki - tylko jakiś podejrzany mocz z nalewaka. Nie do picia. Od razu duży minus. Ja już wolałem piwo, ale tego dnia Książęce ciemne jakoś mało mi smakowało. Zresztą wybór piw też nie rzuca na kolana.
Na główne skusiłem się na steka New York - był podejrzanie tani (33zł) i mam wobec niego mieszane uczucia.
Mięso w smaku bardzo dobre, cóź kiedy medium rare jest tu pojęciem obcym. Dostałem w najlepszym razie medium, przy bokach właściwie well done. Mogło być tak pięknie. Bo pszenica smażona ze słodkimi przyprawami podana jako dodatek po prostu rewelacyjna i inne dodatki też niczego sobie.
Pizza z grzybami (mieszane leśne i boczniaki) Agi była ogromna:
i nie dała jej rady zmóc.
Ogólnie raczej klasa średnia niż specjalny odpał. Aoili było lepsze, przynajmniej na początku. I tyle z Warszawy. Lecimy do Dubaju...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz