Seafood w Dubaju,
Jeśli chodzi o znalezienie najlepszej knajpy to nic nie przebije lokalnego eksperta. Dubaj ma bardzo dobre owoce morza. Ale gdzie je zjeść? TimeOut podaje oczywiście swój ranking, ale są to miejsca popularne, często drogie (a Dubaj potrafi być drogi), niekoniecznie najlepsze.
Ibn Hamid gdzie zawiózł mnie J. nie wyróżnia się niczym z dziesiątków restauracji przy Sheikh Zayed Road - główniej przelotówce Dubaju. Nigdy nie pomyślałbym by tu przyjechać, a jeśli nawet to czemu do tej a nie ich sąsiadów? Szyld wygląda raczej wieśniacko. Po prostu - trzeba wiedzieć.
W środku - jak mówi J. przypomina taką samą restaurację w Aleksandrii w Egipcie. Fotosy egipskich aktorów, kelnerzy w tradycyjnych strojach pomocników rybaków. Nie byłem, muszę uwierzyć na słowo, ale przecież nie o wystrój wnętrza tu chodzi.
Bo chodzi o jedzenie - ono jest gwoździem programu (bez alkoholu). I cóż tu mamy? Na szczęście J. lubi zjeść, czego po jego szczupłym wyglądzie nigdy bym nie powiedział, więc możemy sporo spróbować.
Z lady wybieramy dorodne krewety z zatoki (tak za 3 razy większe niż u nas), seabassa i homara. Każde będzie przyrządzone inaczej, już nie mogę się doczekać, popijam lemoniadę i nieco marznę (klima chodzi na full a na zewnątrz 40C).
Krewety smażone na głębokim tłuszu, ale tylko w lekko pikantnej mgiełce. Idealnie wysmażone, nie zabite, jeszcze stawiają opór zębom. Słodycz mięsa krewetkowego fajnie zaostrzona pikantnym przykryciem.
Zamówiliśmy też sałatę (w stylu libańskim - liście i warzywa do pogryzania), baba ganush (tu kwaskowate i fajnie kontrastuje) oraz hummus.
Ale już wjeżdża ryba:
Upieczona pod pastą warzywno-ostrą. Niezła, choć tu mogli ją piec chwilę krócej. Jednak zanim zdążamy ją zniszczyć pojawia się homar:
w sosie maślano-czosnkowym. Ciekawy sposób podania - mięso jest już wykrojone, wydłubane ze szczypców i brzucha i w środku wymieszane z czosnkowo-ziołowym sosem. Jest pyszne. J. wyskrobuje dla mnie kawałki chowające się w zakamarkach, mocno nasiąknięte czosnkiem. Słodycz homara skontrastowana ze swieżymi ziołami.
Zadowoleni siedzimy, gadamy i patrzymy się na siebie. Mam ponad jeszcze godzinę, a potem trzeba na lotnisko, po północy samolot. Może by tak coś zjeść?! A co? No homara! Zamawiamy homara z serem.
Naczekaliśmy się na niego, przynajmniej obgadaliśmy wszystkie bieżące sprawy i mam dużo większą jasność co się dzieje w Dubaju. Ale nerwowo spoglądam na zegarek, wolałbym nie przegapić lotu do domu. I wreszcie po 40 minutach wjeżdża kolejny homar, gorący i pachnący. J. nakłada mięso ze środka.
Żadne zdjęcie nie odda tego cudownego smaku homara z serem, już nie patrzę na zegarek ale wydłubuję ze skorupy wszystko do ostatniej nitki. Znakomite.
Warto było czekać, mówimy zgodnie - to było ukoronowanie wieczoru. A ja już nie musiałem jeść świństwa w samolotach :)
600 diramów - czyli 550zł, no tanio nie jest, ale dwie langusty, duża porcja krewetek (8 olbrzymów) i ryba. Można sobie pozwolić na takie szaleństwo. Och, takich owoców morza będzie mi brakować... A wobec J. mam definitywnie dług wdzięczności, takie miejsce w Dubaju - a podobno zupa z owoców morza też jest świetna i tylko za 20zł.