niedziela, 26 stycznia 2014

Polowanie na gęsinę

Moje łowy na gęsinę trwały przez cały okres jej krótkiego występowania w naszych lokalach i sklepach.  Niestety restauracyjna dostępność gęsi to tylko chwila, ale na szczęście nawet rozmrożona jest niezłym składnikiem w domowym menu.

To gdzie i co jadłem: 
Gdzie? Na Stępińskiej w Warszawie
Co? Magiel Cafe
I jak? Bardzo dobre
Co szczególnie? Menu zmienia się, ja jadłem pyszne żołądki gęsie a oboje znakomitego turbota.  Polecam też creme brulee
Za ile? Na dwoje z butelką wina 250zł

 


 

Gdzie? W Sopocie na nabrzeżu
Co? Bulaj
I jak? Dobre
Co szczególnie? Pierś gęsi na buraczanym risotto
Za ile? 60zł za drugie, dobry kieliszek wina i wodę






Gdzie? W Krakowie, Stare Miasto, Hotel "Pod Różą"
Co? Amarone
I jak? Super
Co szczególnie? Ich flagowe papardelle z borowikami, udko gęsi sous vide genialne
Za ile? Kolacja na dwójkę z butelką za 250zł



Gdzie? W Teatrze Rozmaitości w Warszawie
Co? Esencja
I jak? Może być, bez widelca
Co szczególnie? Najlepsze są sałaty
Za ile? OK 30-40zł za danie główne, 28zł za makaron

 
No i oczywiście prawdziwy półgęsek kupowany na bazarku pod Halą Marymont :) i gęsia pierś którą sam robię (np. na sałacie z podmarynowanymi burakami i dynią)

Poszukiwanai idealnej gęsiny to nerwowa sprawa. Po pierwsze sezon na gęsinę trwa niezmiernie krótko i nie zawsze jestem w kraju by ją upolować. Po drugie z jakością potraw z gęsi bywa różnie i nawet niezłe miejsca czasem się nie przyłożą uznając, że jak już podają gęś to i tak dużo.

W tym roku przygodę z gęsiną zacząłem od Magla. Magiel Cafe to miejsce o którym zapominam, a szkoda, bo jedzenie tu ciekawe, bezpretensjonalne, a atmosfera niezykle miła. Taka lokalna knajpka, do której chce się przychodzić ponownie (no bo chce się wracać to mi niezbyt pasuje do jedzenia...).

Jak trafiliśmy tam ostatnio to co prawda mieli pieczoną gęsinę, ale jako główne danie wygrał z nią świeżutki turbot na dwoje, co smakował idealnie ze szpinakiem i gotowanymi ziemniakami:
Ale ponieważ gęsiny nie mogło zabraknąć - w końcu po to tu przyszedłem - to wziąłem żołądki gęsie, gotowane z warzywami. Zaskaująca delikatność dodatków wydobywała charakterystyczny smak drobiowych żołądków, z lekko wątróbkowym posmakiem gęsi. Świetne danie na zimny dzień:
Ich wybór win mimo, że idący w stronę francuskich kwasiorów (bo już nie dobrych burgundów czy cięższych win z langwedocji, a drogiej butelki bordeaux nie zaryzykuję), też umożliwia wybranie pijalnego akompaniamentu.
Magiel ma u mnie dwie gwiazdki - jedną dodatkowo nietypowo, bo za ogólną atmosferę.

Na udo gęsie znalazłem się w Esencji. Takie miejsce, które lubi moja żona. Do posiedzenia w towarzystwie. Ale jedzenie mają tu nierówne. Pamiętam jadłem tu fajną marynowaną polędwicę, a i sałatki też niczego sobie.  Tym razem udo - niestety podawali je w sosie z porów, a to jedna z rzeczy, których nie jadam. Alternatywy nie było, dostałem więc z czymś pomiędzy gnocci a pyzami, bez sosu, nawet bez sosu z pieczenia. Udo jeszcze nie wyschnięte, ale już mu dużo nie brakuje - to problem z pieczoną gęsiną gdy jest odgrzewania. Ogólnie zjadłem, bo gęś w każdej postaci dobra, ale uczucie niedosytu pozostało.

Niezrażony poszukiwania kontunuowałem w Sopocie, gdzie nad morzem mieści się sympatyczny Bulaj. Po Ksawerym spadł śnieg i gęsina była idealnym rozwiązaniem. Zresztą rok temu też jadłem tu gęsinę, wtedy udo.  Teraz mieli w karcie i rosół z gęsi, i udo, i pierś. Gdybym wiedział co mnie będzie czekać przy kolacji wziąłbym i rosół i pierś. Pierś była bardzo dobra (choć ja wolę bardziej różową, ale zapominam, że u nas mięso całkowicie się zabija), na świetnym risotto burczkowym z musem jabłkowym.
Z kieliszkiem ich domowego wina miło wypełniła żołądek. Tak w ogóle ten Bulaj wydaje się miejscem godnym polecenia.

Kulminacja przeżyć nastąpiła w Krakowie. Tam mieści się jedna z moich ulubionych polskich restauracji - Amarone prowadzona przez Likusów. Chyba najstarsza z ich restauracji i trzyma klasę nie zabijając cenami. Dlatego też Amarone daję w moje kategoryzacji trzy widelce. Może przestronność wnętrza - wysokie, przeszklone patio w starym pałacu krakowskim -  trochę zniechęca, ale z drugiej strony ma elegancki styl. Obsługa bezszmerowa. Na pewno nie miejsce na codzień, choć widząc ich degustacyjne lunch menu w ciągu tygodnia (50zł za 5 mini dań) może być to fajna alternatywa.

Wracając do dań i gęsi. Musieliśmy wiąć zupę-krem czosnkową. Na szczęście udało się zamówić podzieloną, więc każde mogło spróbować tego pysznego, delikatnego kremu z chrupiącymi płatkami czosnku. Mniam.
Ja kontunuowałem w gęsinie - carpaccio i udko gęsi sous vide. Carpacio jest też z podparowanej piersi i jak na mój gust podawany do niego sos owocowy za bardzo tłumił delikatność mięsa. Za to udo to chyba najbardziej udany kawałek gęsiny jaki jadłem. Nie byłem przekonany, czy można próżniowo osiągnąć dobry smak takiego mięsa, i co z chrupiącą skórką? Na szczęście chrupiąca skórka była - czyli zadbano o przysmażenie, a mięso niezwykle smakowite, mocno gęsie a przy tym sprężyste nie będąc żujkim. Z soczewicą dobra kombinacja:
Muszę też polecić ich sztandarowe danie - papardelle z borowikami - od wielu lat niezmiennie w menu. Niezmiennie pyszne. Żona była zachwycona.  Jaką miała przystawkę nie pamiętam.
Wybór win jest ogromny, ale ja zwykle poluję na Ripasso della Valpolicella - świetna relacja ceny do jakości.

I ta smakowita uczta kosztowała nas 250zł.  To możliwe tylko w Krakowie.

A na koniec mała uwaga o półgęsku, czyli w naszym wydaniu piersi wędzonej. Kto próbował tylko wynalazku z Kredensu nie wie czym jest półgęsek. Ja takiego domowego nie jadłem, ale ten który bywa (żadko!!) pod Halą Marymont to poezja. I jak delikatna jest wędzona tlusta skórka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz