sobota, 31 sierpnia 2013

Kuwejckie kulinaria

Naranj,Bukhara, Sea Food Market - Kuwejt, 28-29 sierpnia 2013

Dotałem do Kuwejtu z przygodami. Miałem tam być 27 sierpnia, ale ponieważ nie mogłem wylecieć wcześniej niż 26 po 18:30 więc wybór ograniczał się do jednego połączenia przez Monachium i Dubaj - to był odcinek Lufthansy, a potem oddzielny bilet Fly Dubai do Kuwejtu.  Siedziałem spokojnie w lounge na Okęciu kiedy obok Monachium pojawiła się informacja "opóźniony".

Pytam się obsługi, każą mi się udać do stanowiska transferowego, ale na widok ogona zawaracam do saloniku. Próbuję z nimi wynegocjować by znaleźli dla mnie inne połączenie  Niestety nie udaje się. Muszę więc ustawić się w kolejce. Obsłużenie jednej osoby trwa długo, a zajmuje się tym tylko jedno stanowisko - w pozostałych dwóch ziewają z nudów bo są do innych zadań.  Witamy na Okęciu :(  Dręczą mnie złe przeczucia więc dzwonię do naszych agentów by sprawdzić jak to będzie kolejnego dnia, i okazuje się, że jeśli dotrę do Dubaju wieczorem to na pewno nie dolecę do Kuwejtu. W punkcie proponują mi wylot kolejnego dnia, tak, że do Dubaju dotarłbym o 22:00. Niewiele myśląc kasuję bilet, biorę kwit potwierdzający opóźnienie i rezerwuję telefonicznie inny bilet - przez Frankfurt ale już bezpośrednio do Kuwejtu.

Doleciałem o północy 27-mego. Kuwejt nie wywarł na mnie piorunującego wrażenia. Gorszy i mniejszy niż Dubaj a mniej fajny niż Katar. Na szczęście nie czuje się ortodoksyjności jak z Saudi (np. strażniczka graniczna to ufarbowana na blond arabka z niesfornymi krótkimi włosami), a alkoholu nie potrzebuję.

Rano spotkanie o, 7 by jeszcze przygotować się do klienta i jedziemy do Salmiya do Olympia mall. Swoją drogą taksówki to w Kuwejcie niezłe oszustwo.  Na lotnisku do hotelu chcą 10 dinarów (25Eur), a z hotelu do Salmiya - 5.  Z powrotem z Salmiya płacimy 1.3dinara (inna drogą było nawet tylko 1), a na lotnisko powinno być niecałe 3.

Mamy przerwę w spotkaniu na lunch. Gdzie tu zjeść? Olympia to nietypowy mall - nie ma fastfoodów, ale kilka lepszych restauracji i kawiarnie. Nie chcę kanapek więc trafiamy do Naranj - restauracji syryjskiej, podobno cieszącej się estymą. Obsługa rusza się majestatycznie i powoli, co nie zachwyca, gdy trzeba zdążyć w godzinę przed kolejnymi spotkaniami.

Ja zaczynam od zupy z soczewicy. Jedna z lepszych przecieranek soczewicowych jakie jadłem. Odpowiednio doprawiona nawet nie wymaga specjalnie cytryny.

V. dzisiaj jest wegetarianinem (jakieś święto hinduskie) i bierze na początek Baba Ganush. Pyszna sałatka z bakłażana, uwielbiam kiedy nie jest mdła a świeża i bakłażan mocno grzybowy:
A jego placki z serem też wyglądały apetycznie:


Ja zamówiłem bakłażana smażonego z papryką, też niezły, prawie jak w Turcji i kebab barani.

Aż mi było szkoda zostawiać ten pyszny arabski chleb nasączony sokiem z baraniny. Ale przynajmniej wyjadłem pomidory chłopakom co zamówili kurczaka :) szefowi się nie odmawia ;) W sumie bardzo dobre, choć baraninę to lepszą jadałem - ale nie w Kuwejcie.

No tak, bo baraninę jadłem jeszcze w hotelowej (Sheraton Kuwait City, raczej na uboczu) restauracji indyjskej Bukhara.  Były to kotlety pieczone w piecu tandoor w przyprawach.
Taki kotlet smakował mocno przyprawami i był stanowczo zbyt wysmazony.  Nie dla mnie.

Zresztą podane na przystawkę krewetki z kokosem też gotowano za długo:




Kulinarnie wynagrodził mnie dopiero ostatni wieczór. Wybrałem się na nabrzeże. Zapadał zmrok więc temperatura spadła do jakiś 35 stopni. Obok wieże Kuwejckie (symbol Kuwejtu odbudowane po wojnie):
Promenadą połaziłem zresztą wieczorem, patrząc na ciemne morze i błyszczące wieżowce miasta. Jako, że był to czwartek to w knajpkach sporo ludzi, niektórzy nawet siedzieli na zewnątrz korzystając z rozpylanej dla ochłody mgiełki.

A tu Seafood Market i na początek ich zachwalane crab cakes:
Konsystencja idealna - prawie samo mięso krabowe, szkoda że bez kolendry bo dobrze wydobyłaby smak.  Nieduże - miałem dostać 4, ale trafiły do mnie tylko 2 bo się skończyły. Przyniesiono mi za to ich inne niesmaczne przystawki - za tłuste sajgonki, niby z owocami morza i prawn sanwich - nie dość, że na chlebie którego nie jadam, to i mdławy.

Jak mogę, to w restauracjach o tendencji orientalnej zamawiam rybę na parze z sosem sojowym, imbirem i cebulką. Miejscowy hammur, wybrany z lady z dobrą kolekcją ryb, okazał się do tego idealny:


Biała ryba, o zwartym mięsie, miękkiej skórze, łatwo wyjmowanych ościach i niezłych policzkach (podoba mi się jakie wrażenie na kelnerach robi zjadanie łba rybiego). Taka naprawdę super, tęsknię za taką rybą u nas w kraju.  Do tego warzywka.


Ogólnie Kuwejt mnie nie zaskoczył, ani na tak ani na nie. Na pewno Seafood Market i spacer po nabrzeżu - nie tak miłym jak w Doha, ale za to z restauracjami, mogę polecić tym co znajdą się w tym emiracie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz