środa, 10 lipca 2013

Kulinarna podróż po Budapeszcie - część druga

Bock Bisztro, Budapesz - czerwiec 2013

Obiecałem opisać najlepsze przeżycie kulinarne czyli Bock Bisztro.

Lokal przyklejony do Corinthia Hotel, ale zupełnie oddzielny, z dużym patio, pełen Węgrów i obcokrajowców, czekaliśmy na stolik (o 21!) ale było warto. Prawdziwa uczta.

Ja zaszalałem i wziąłem dwie przystawki oraz główne a Aga normalnie jedną przystawkę i drugie w klimacie rybnym.  Do tego znakomite Cabernet Franc.

Pierwsza przystawka absolutnie fantastyczna - "sushi" z gęsiej wątróbki:
Kawałek gęsiej wątróbki z kwaszonym imbirem i na to węgorz unagi.  Cóż za symfonia smaków! Imbir zaostrza całość, wydobywa wątróbkę i węgorza. Cztery kawałki z czego dwa zachowałem na deser.

Druga przystawka w nurcie tradycyjnym - leczo z kiełbasą:
Zawiesisty sos paprykowo-cebulowo-pomidorowy, nie za ostry i kawałki paprykowej kiełbasy.  Jak w domku ;)

Aga wzięła nietradycyjne, ale za to pyszne krewetki, z ziemniakiem "na sposób hiszpański"
Idelnie przyżądzone.

Potem główne - namówiłem Agę na sandacza - soczysty kawałek:
z cytrynowowo-bazyliowym sosem.  Kwintesencja prostoty.

A ja skusiłem się na młodą mangalicę:
człowiek zapomina jak pyszna może być dobrej klasy wieprzowina.  Delikatna, zwięzła, lekko słodkawa.  Ostatni raz coś takiego jadłem w Madrycie w El Club Allard gdy miał jeszcze tylko jedną gwiazdkę...

Jako dodatek ciekawy wynalazek:
kalarepka w sosie cytrynowo-koperkowym - "gasząca" nadmiar tłuszczu.

Na deser (poza moim sushi ;)) miejsca nie starczyło, ale kieliszeczek tokaju i mocna kawa były w sam raz.

Taka kuchnia jaką chciałoby się kosztować częściej - dla dwójki za 100Eur więc cena bardzo przyzwoita.

Tylko powrót pod górkę, bo metro już zamknięte o czym przekonaliśmy się przedzierając przez koczujących bezdomnych Orbana i kałuże moczu, a taksówki na ulicy stosują złodziejskie stawki.  Jedzenie - o tak - ale poza tym Budapeszt to nie moje ulubione miejsce...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz